Wytrawny rosyjski dyplomata Siergiej Ławrow przyjechał do Polski z rozbijacką propozycją – wstąpcie do europejskiego obozu państw przychylnych Rosji (Niemcy, Włochy, Hiszpania), a może rozważymy gotowość pogodzenia się z waszą tarczą antyrakietową. Uznajcie niepodległość Osetii i Abchazji, a dopuścimy was do interesów. Możemy z wami rozmawiać, ale na naszych warunkach.
Ławrow nazywa takie supozycje "bzdurą i brakiem szacunku do Federacji Rosyjskiej". Co nie zmienia faktu, że Rosja wzmocniona anemicznością międzynarodowych reakcji po gruzińskiej awanturze już bez kamuflażu pokazuje swoje imperialne oblicze. Ona rozdaje karty, bo nie widzi przeszkód dla swojej nowej starej strategii. Marszałek Komorowski twierdzi, że "taka jest polityka, czasem się kogoś straszy, a czasem kogoś przekupuje i Rosja próbuje jednego i drugiego w stosunku do Polski".
Źle zabrzmiały w Polsce, pamiętającej Pakt Ribbentrop-Mołotow, słowa Ławrowa, że "stosunki rosyjsko-niemieckie stanowią jedną z najważniejszych czynników budowy nowej Europy". Takie granie na różnicach opinii w UE, wbijanie w nią klina, dzielenie na kraje dla Moskwy sympatyczne i na te niesympatyczne, jest niebezpieczną dla Europy grą.
- Nie zmieniliśmy naszego stanowiska w sprawie tarczy antyrakietowej – zapewnił Ławrow po spotkaniu w Warszawie z Radosławem Sikorskim. - Nie dostrzegamy zagrożeń ze strony Polski, ale nasi wojskowi muszą podejmować środki zabezpieczające Federację Rosyjską.
- Rozmawialiśmy o tym, aby rosyjscy generałowie bardziej ważyli słowa i nie straszyli niepotrzebnie Europy – ripostował grzecznie Sikorski. Chodziło o wypowiedź zastępcy szefa sztabu generalnego Rosji, gen. Anatolija Nogowicyna, że "baza antyrakietowa jest wśród celów niszczonych w pierwszej kolejności". Bo rosyjscy generałowie w antyrakietach widzą broń ofensywną przeciwko Rosji.
Na stwierdzenie Ławrowa, że "żaden kraj nie powinien być na siłę włączany do NATO, bo to destabilizuje bezpieczeństwo w Europie" (mowa o Ukrainie i Gruzji) Sikorski uprzejmie podkreślił: - Obecność w NATO wpływa na stosunki z Rosją łagodząco, tak, jak to było w przypadku Polski.
To wszystko tylko słowa, ale znamienne. Nikt nikogo nie przekonał. Żadnych politycznych konkretów. Jeśli ktoś się łudził, że nastąpi przełom w stosunkach z Rosją, wykazał się polityczną naiwnością. Nie po to Ławrow przyjechał do Polski, żeby naprawiać stosunki, ale żeby pokazać, kto tu rządzi. I choć dyplomatyczna pragmatyka nakazuje, by wziąć tyle, ile się da, do brania było niewiele, mimo deklarowanej "otwartości na dialog" i "gotowości do przedyskutowania".
Gdy w Warszawie trwały rozmowy Ławrow-Sikorski, rosyjskie MSZ wypuściło złowieszczy komunikat: Ukraina jest odpowiedzialna za konflikt w Gruzji, prowadzi nieprzyjazną politykę wobec Moskwy, destabilizuje region. Tylko pogróżka czy już zapowiedź przyszłych działań? Balon sondażowy, jak zareaguje Europa? A może już pewność, że nikt za Ukrainę głowy pod topór nie położy?
Moskwa postanowiła zmienić mapę świata w imię doktryny Miedwiediewa – interesy Rosji zawsze obejmowały sąsiednie regiony, a priorytetem jest "ochrona rodaków" - gdziekolwiek by oni byli, nawet na terytorium innego suwerennego państwa. Bowiem Rosja ma "niezbywalne prawo do samoobrony", nawet jak nikt jej nie atakuje. W kremlowskiej dialektyce zgoda na rosyjskie działania w Gruzji to pragmatyzm polityczny. A kto się nie zgadza, zostanie ukarany.
Wydawać by się mogło, że w globalnym świecie, obwarowanym międzynarodowym prawem, nie ma miejsca na nowy Anschluss. A jednak. Putin wszak kiedyś powiedział, że największą tragedią XX wieku był upadek Związku Radzieckiego.
Źle zabrzmiały w Polsce, pamiętającej Pakt Ribbentrop-Mołotow, słowa Ławrowa, że "stosunki rosyjsko-niemieckie stanowią jedną z najważniejszych czynników budowy nowej Europy". Takie granie na różnicach opinii w UE, wbijanie w nią klina, dzielenie na kraje dla Moskwy sympatyczne i na te niesympatyczne, jest niebezpieczną dla Europy grą.
- Nie zmieniliśmy naszego stanowiska w sprawie tarczy antyrakietowej – zapewnił Ławrow po spotkaniu w Warszawie z Radosławem Sikorskim. - Nie dostrzegamy zagrożeń ze strony Polski, ale nasi wojskowi muszą podejmować środki zabezpieczające Federację Rosyjską.
- Rozmawialiśmy o tym, aby rosyjscy generałowie bardziej ważyli słowa i nie straszyli niepotrzebnie Europy – ripostował grzecznie Sikorski. Chodziło o wypowiedź zastępcy szefa sztabu generalnego Rosji, gen. Anatolija Nogowicyna, że "baza antyrakietowa jest wśród celów niszczonych w pierwszej kolejności". Bo rosyjscy generałowie w antyrakietach widzą broń ofensywną przeciwko Rosji.
Na stwierdzenie Ławrowa, że "żaden kraj nie powinien być na siłę włączany do NATO, bo to destabilizuje bezpieczeństwo w Europie" (mowa o Ukrainie i Gruzji) Sikorski uprzejmie podkreślił: - Obecność w NATO wpływa na stosunki z Rosją łagodząco, tak, jak to było w przypadku Polski.
To wszystko tylko słowa, ale znamienne. Nikt nikogo nie przekonał. Żadnych politycznych konkretów. Jeśli ktoś się łudził, że nastąpi przełom w stosunkach z Rosją, wykazał się polityczną naiwnością. Nie po to Ławrow przyjechał do Polski, żeby naprawiać stosunki, ale żeby pokazać, kto tu rządzi. I choć dyplomatyczna pragmatyka nakazuje, by wziąć tyle, ile się da, do brania było niewiele, mimo deklarowanej "otwartości na dialog" i "gotowości do przedyskutowania".
Gdy w Warszawie trwały rozmowy Ławrow-Sikorski, rosyjskie MSZ wypuściło złowieszczy komunikat: Ukraina jest odpowiedzialna za konflikt w Gruzji, prowadzi nieprzyjazną politykę wobec Moskwy, destabilizuje region. Tylko pogróżka czy już zapowiedź przyszłych działań? Balon sondażowy, jak zareaguje Europa? A może już pewność, że nikt za Ukrainę głowy pod topór nie położy?
Moskwa postanowiła zmienić mapę świata w imię doktryny Miedwiediewa – interesy Rosji zawsze obejmowały sąsiednie regiony, a priorytetem jest "ochrona rodaków" - gdziekolwiek by oni byli, nawet na terytorium innego suwerennego państwa. Bowiem Rosja ma "niezbywalne prawo do samoobrony", nawet jak nikt jej nie atakuje. W kremlowskiej dialektyce zgoda na rosyjskie działania w Gruzji to pragmatyzm polityczny. A kto się nie zgadza, zostanie ukarany.
Wydawać by się mogło, że w globalnym świecie, obwarowanym międzynarodowym prawem, nie ma miejsca na nowy Anschluss. A jednak. Putin wszak kiedyś powiedział, że największą tragedią XX wieku był upadek Związku Radzieckiego.