Zwolennicy szefowej rządu, która zdaniem prezydenta "zdradziła" na początku września prozachodnią koalicję jej ugrupowania z prezydencką Naszą Ukrainą-Ludową Samoobroną (NU-LS), poparli ją z kolei tysiącami listów.
Według komunikatu biura prasowego ukraińskiego rządu, nadesłali je pracownicy fabryk, członkowie związków zawodowych oraz "zwykli obywatele", zaniepokojeni sytuacją w państwie.
"To, co robią nasi politycy, jest słabą komedią, a w zasadzie tragifarsą" - skomentował w rozmowie z PAP ukraiński publicysta Serhij Hrabowski.
Jak podała partia "Wspólne Centrum", kierowana przez szefa kancelarii ukraińskiego prezydenta Wiktora Bałohę, "żywy łańcuch" zwolenników Juszczenki połączył mieszkańców aż dziewięciu obwodów zachodniej Ukrainy.
Na Zakarpaciu, skąd pochodzi Bałoha, uczestnicy akcji stali z ukraińskimi flagami i transparentami od Użhorodu do granicy z obwodem lwowskim.
"Wszyscy oni nie tylko popierają politykę prezydenta, ale i domagają się potępienia działań Bloku Julii Tymoszenko z panią premier na czele za utworzenie prokremlowskiej większości w Radzie Najwyższej (parlamencie) Ukrainy" - czytamy w komunikacie "Wspólnego Centrum".
Podobna akcja zwolenników Juszczenki odbyła się we Lwowie, Iwano- Frankowsku, Czerniowcach i Tarnopolu. W Łucku apelowali oni do premiera Rosji Władimira Putina, by "zabrał Julię do siebie i uczynił ją dyrektorką Gazpromu".
Tymczasem, jak zaalarmowała w piątek młodzieżówka Bloku Julii Tymoszenko, uczestnikami "żywego łańcucha" poparcia dla Juszczenki w obwodzie zakarpackim byli studenci uniwersytetów, a nawet uczniowie szkół. "Przeczy to ustawie o szkolnictwie" - mówił jeden z działaczy partii pani premier, cytowany przez ukraińskie media.
W czasie, gdy stronnicy Juszczenki trzymali się za ręce w dziewięciu obwodach Ukrainy, sztab premier Tymoszenko czytał listy od ludzi, którzy martwili się o stan państwa.
"Popieramy Pani działania", "Nadzieja tylko w Pani", "Wiemy, że Juszczenko uważa, że my, wyborcy, nie rozumiemy, iż boi się on stracić stanowisko prezydenta" - pisali obywatele cytowani przez rządowy portal internetowy.
Zdaniem Hrabowskiego listy nadsyłane przez "przedstawicieli mas" bądź organizowane przez te masy "żywe łańcuchy" są przejawem cynizmu ukraińskich elit politycznych.
"Robi się to na zlecenie polityczne i z wykorzystaniem aparatu państwowego, bądź też za pieniądze. Takie akcje zabijają w ludziach ducha społeczeństwa obywatelskiego, który i tak jest na Ukrainie wątły" - powiedział w rozmowie z PAP.
Juszczenko i Tymoszenko, byli sojusznicy z czasów pomarańczowej rewolucji w 2004 r., są dziś zaciętymi rywalami w walce o przyszłą prezydenturę.
Popierany przez ok. 7 proc. obywateli Juszczenko, który za niecałe dwa lata będzie się starał o reelekcję, obawia się, że Tymoszenko z ok. 20-procentowym poparciem może przeszkodzić jego planom.
Konflikt między tymi politykami pogłębił się w sierpniu, przy okazji konfliktu w Gruzji. Juszczenko, który opowiedział się wówczas po stronie Tbilisi, miał za złe Tymoszenko, że jako premier powstrzymuje się od komentarzy w tej sprawie.
Milczenie szefowej rządu wytłumaczył wówczas przedstawiciel prezydenta Andrij Kysłynski. Powiedział, że Tymoszenko nie zajmuje stanowiska w sprawie gruzińskiej, gdyż liczy na poparcie Moskwy w wyborach prezydenckich. Oświadczył też, że Kreml wydzielił już na wspieranie kandydatury Tymoszenko miliard dolarów.
Tymoszenko, która początkowo zbywała te zarzuty żartami, zemściła się za nie na początku września. Nie zważając na koalicję swego ugrupowania z prezydencką NU-LS, weszła w sojusz z prorosyjską opozycją parlamentarną i razem z Partią Regionów i komunistami ograniczyła kompetencje prezydenta, upraszczając jednocześnie procedurę jego impeachmentu.
Juszczenko uznał te działania za przewrót i zagroził wcześniejszymi wyborami parlamentarnymi.
pap, keb