Do porwania doszło około godz. 6 rano w pobliżu wsi Pind Sultani, w okręgu Atak, na południowy zachód od stolicy Pakistanu - Islamabadu. Geofizyka Kraków prowadzi tam prace na zlecenie jednej z państwowych pakistańskich firm, która zajmuje się poszukiwaniem gazu ziemnego.
Porywacze zaatakowali należący do Geofizyki samochód; zabili trzech towarzyszących Polakowi Pakistańczyków: dwóch kierowców i funkcjonariusza ochrony, a następnie własnym samochodem uciekli z zakładnikiem w nieznanym kierunku.
Porywacze nie skontaktowali się z pakistańskim oddziałem Geofizyki Kraków. Prezes spółki Leopold Sułkowski poinformował dziennikarzy, że również władze Pakistanu nie przekazały do tej pory informacji, kim mogą być porywacze i z jakiego powodu uprowadzili Polaka.
Prezes zapewnił jednocześnie, że podstawowym zadaniem jego firmy jest teraz doprowadzenie do uwolnienia porwanego inżyniera i zapewnienie bezpieczeństwa pozostałym pracownikom. Pytany, czy firma zapłaci, jeśli porywacze zażądają okupu odparł: "zrobimy wszystko co będzie niezbędne, aby jak najszybciej nasz pracownik odzyskał wolność i wrócił bezpiecznie do domu".
Sułkowski dodał, że przedstawiciele Geofizyki są w stałym kontakcie z rodziną porwanego inżyniera, której zapewniono pomoc psychologiczną. Nie chciał - jak mówił - w trosce o "bezpieczeństwo psychologiczne rodziny" ujawniać bliższych danych porwanego.
Porwany Polak jest pracownikiem krakowskiej firmy od wielu lat i zajmuje się obsługą aparatury pomiarowej; został uprowadzony na chwilę przed rozpoczęciem pracy. Pozostałych 18 przebywających w Pakistanie pracowników Geofizyki - jak poinformował Sułkowski - przebywa pod silną ochroną policji i wojska.
Według rzecznika MSZ Piotra Paszkowskiego, obecnie trwają zakrojone na szeroką skalę poszukiwania Polaka, które osobiście nadzoruje kierujący pakistańskim MSW doradca premiera tego kraju Yousafa Razy Gillaniego - Rehman Malik. Z Malikiem w stałym kontakcie jest ambasador Polski w Islamabadzie Krzysztof Dębnicki.
Szef MON Bogdan Klich poinformował dziennikarzy, że trzy resorty: MON, MSZ i MSWiA koordynują swoje działania zmierzające do ustalenia okoliczności i uwolnienia porwanego Polaka.
"Trzymamy rękę na pulsie, koordynujemy działania pomiędzy trzema ministerstwami: MSZ, MSWiA i MON. Także służby są koordynowane, bo podstawą dla każdego ewentualnego działania, bez względu na to, jak ono będzie wyglądało, jest wiedzieć, jak najwięcej" - mówił Klich.
Zdaniem ministra, przyczyny porwania Polaka powinny być znane w ciągu najbliższych godzin. "Jest regułą, że 24 godziny to taki czas, w którym przychodzi jakiś komunikat od porywaczy" - zaznaczył Klich.
Szef MON pytany, czy brana jest pod uwagę możliwość odbicia siłą polskiego zakładnika, odparł, że nawet gdyby tak, to by o tym nie informował. "Jestem zwolennikiem działania obliczonego na dobry efekt. Chodzi o to, żeby naszego obywatela uwolnić i dlatego muszą być przynajmniej przez jakiś czas stosowane środki miękkie, środki przede wszystkim dyplomatyczne" - mówił szef MON.
Dyrektor Biura Spraw Zagranicznych Kancelarii Prezydenta Mariusz Handzlik zapewnił, że również prezydent Lech Kaczyński bardzo wnikliwie śledzi informacje i przebieg działań w sprawie porwania. "Co do dalszych kroków - nie chciałbym ich ujawniać. Są to bardzo delikatne sprawy, nam przede wszystkim zależy na skuteczności działania" - zaznaczył Handzlik.
Zdaniem Klicha, w tej chwili możliwe i prawdopodobne są wszystkie warianty dotyczące motywów porwania; czysto kryminalny, czyli porwanie dla okupu, wariant polityczny, a także pomyłka - tzn. że chciano porwać obywatela innego kraju, a porwano Polaka.
Wśród ekspertów zdania są podzielone. Dr Krzysztof Karolczak z Uniwersytetu Warszawskiego uważa, że do uprowadzenia Polaka doszło raczej w celu uzyskania za niego okupu, a nie ze względów politycznych. Podobną opinię ma znawca międzynarodowego terroryzmu prof. Michał Chorośnicki z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
"Moim zdaniem porwanie Polaka raczej nie ma tła politycznego, ale może być porwaniem dla okupu. Zastanawiam się, czy to nie jest podłoże najzwyklejszego bandytyzmu czy próby wydobycia okupu" - powiedział Chorośnicki.
Odmiennego zdania są były ambasador RP w Indiach, dziś publicysta "Polityki" Krzysztof Mroziewicz oraz arabista prof. Janusz Danecki. W ich opinii, do porwania doszło z przyczyn politycznych.
"Ponieważ zastrzelono przed porwaniem ochroniarzy i kierowcę to jest to albo grupa pasztuńskich talibów z Afganistanu lub Pakistanu albo ktoś z Al-Kaidy" - powiedział Mroziewicz. Podobny argument wysuwa Danecki. "Gdyby porywacze działali wyłącznie dla pieniędzy, nie zabijaliby ochroniarzy" - ocenił.
Według Mroziewicza, jeśli porwania dokonała Al-Kaida, to natychmiast pojawi się "żądanie, żeby Polska wycofała wszystkie wojska z Afganistanu".
W Pakistanie doszło w ostatnim czasie do nasilenia aktów przemocy. Tydzień temu zamachowiec-samobójca zdetonował ciężarówkę z materiałami wybuchowymi przed wejściem do hotelu Marriott w Islamabadzie. Zginęły 53 osoby, w tym ambasador Czech Ivo Żdarek. Pakistańskie władze o organizację zamachu oskarżyły ruch talibski powiązany z Al-Kaidą.
W zeszły poniedziałek nieznani sprawcy uprowadzili w Peszawarze, na północnym zachodzie Pakistanu, afgańskiego konsula generalnego. Jego samochód został ostrzelany, gdy konsul wracał z biura w centrum Peszawaru do domu na przedmieściu. W ataku zginął kierowca.
ND, PAP