Według oficjalnych danych, w starciach na ulicach Moskwy zginęło wówczas 156 osób, a ok. 350 zostało rannych. Inne szacunki mówią o 300, a nawet 700-800 zabitych.
Sympatycy Komunistycznej Partii Federacji Rosyjskiej (KPRF), Związku Młodzieży Komunistycznej (SKM), Awangardy Czerwonej Młodzieży (AKM) i innych ugrupowań lewicowych manifestowali na Krasnej Presnii, ok. 1 km od Białego Domu, gdzie dzisiaj rezyduje rząd, a gdzie w październiku 1993 roku pracował parlament.
Na czele ich pochodu szło kilkadziesiąt osób ze zdjęciami ofiar walk na ulicach Moskwy. "Ofiary jelcynowskiego reżimu" i "Nie ma wybaczenia dla oprawców!" - głosiły transparenty niesione przez uczestników manifestacji.
Zwolennicy Sojuszu Narodowego (NS), Rosyjskiej Jedności Narodowej (RNE) oraz innych formacji nacjonalistycznych i ultranacjonalistycznych demonstrowali w parku przed Białym Domem.
Na ogrodzeniu znajdującego się tam stadionu widniał wielki napis: "Chwała bohaterom! Pamiętamy!". W parkowej alejce wyeksponowano fotografie zabitych.
W 1993 roku konflikt między Kremlem i Białym Domem narastał od wielu miesięcy. Jelcyn oskarżał parlament o sabotowanie reform gospodarczych, które zaordynował Rosji po rozpadzie ZSRR, i dążenie do odbudowy starego systemu.
21 września prezydent zdecydował się na radykalne posunięcie - rozwiązał Radę Najwyższą, choć konstytucja nie dawała mu takiego prawa. Parlament odpowiedział odsunięciem Jelcyna od władzy, choć nie dysponował wymaganą do tego w konstytucji większością głosów.
Konfrontacja zakończyła się szturmem sił regularnej armii na Biały Dom. Sygnał do ataku dały czołgi elitarnych dywizji pancernych - Tamańskiej i Kantimirowskiej, które ostrzelały gmach.
Niektórzy Rosjanie uważają tę krwawą konfrontację za ostateczne pożegnanie z ZSRR, inni - za początek końca jelcynowskiej demokracji. Jednak większość nie pamięta, co wydarzyło się w październiku 1993 roku; myli tę rebelię z puczem komunistycznym z sierpnia 1991 roku.
pap, em