Wcześniej w niedzielę kancelaria Juszczenki podała, że samym orzeczeniem i sędzią, który je wydał, zajęła się już prokuratura. Instytucja ta utrzymuje, że sędzia sądu administracyjnego zakazał wyborów wiedząc, że sprawa ta znajduje się wyłącznie w gestii Sądu Konstytucyjnego.
Prokuratura wszczęła także śledztwo w sprawie ingerencji w działalność sądu apelacyjnego. Chodzi o zablokowanie tego sądu przez deputowanych Bloku premier Julii Tymoszenko (BJuT), którzy uczynili to w sobotę, próbując nie dopuścić do rozpatrzenia protestu kancelarii prezydenckiej w sprawie wydanego przez sąd administracyjny zakazu przeprowadzenia przedterminowych wyborów do Rady Najwyższej (parlamentu) Ukrainy.
Deputowany BJuT Wałerij Pysarenko oświadczył tymczasem, że jego ugrupowanie nie pozwoli zastraszyć się ani prokuraturze, ani kancelarii Juszczenki.
"Nasze stanowisko pozostaje niezmienne: wyborów nie będzie" - powiedział.
Kampania wyborcza przed wyznaczonymi na początek grudnia wyborami parlamentarnymi powinna była wystartować w sobotę. W związku z wyrokiem sądu administracyjnego Centralna Komisja Wyborcza (CKW) wstrzymała jednak przygotowania do głosowania. Gmach CKW również został zablokowany przez BJuT.
Prezydent Juszczenko rozwiązał parlament i rozpisał wybory po tym jak na początku września na Ukrainie rozpadła się prozachodnia koalicja BJuT z prezydencką Naszą Ukrainą-Ludową Samoobroną. Rozmowy o powołaniu nowej koalicji, bądź odrodzeniu starej, zakończyły się porażką.
Komentatorzy twierdzą, że wszczynając awanturę sądową wokół wcześniejszych wyborów premier Tymoszenko pokazuje, jak bardzo przywiązana jest do swego stanowiska w rządzie.
pap, keb