W pierwszych komentarzach ocenia się, że McCain wypadł w środę lepiej niż w poprzednich dwóch debatach, a w pierwszych 30 minutach półtoragodzinnej wymiany zdań zepchnął nawet Obamę do defensywy.
Obama odparowywał jednak wszystkie argumenty i odpowiadał na wszystkie zarzuty. Według niektórych komentatorów, nieco "chłodno", co kontrastowało z "gorącym" stylem McCaina.
Większą część wymiany zdań zajęły kwestie ekonomiczne w związku z obecnym kryzysem finansowym.
McCain przywołał postać jednego z wyborców, którego spotkał w trakcie kampanii, hydraulika z Toledo w stanie Ohio Joe Waurzelbachera i bezpośrednio do niego zwrócił się z ekranu. Joe - jak powiedział - chce założyć własny biznes, planując wykupienie firmy swego pracodawcy. Jeśli jednak Obama zostanie prezydentem - ostrzegał McCain - podniesione przez niego podatki od korporacji na pewno nie pozwolą Joe'mu na realizację jego planów.
Obama protestował mówiąc, że zamierza obniżyć podatki dla 95 procent Amerykanów; wyższe będą płacić tylko najzamożniejsi, których stać na to, by pomóc w sfinansowaniu niezbędnych programów społecznych.
"Warren Buffett i Exxon Mobil mogą sobie na to pozwolić, Nikt nie lubi podatków, ale ostatecznie trzeba sfinansować pewne podstawowe reformy" - powiedział kandydat Demokratów. Przypomniał, że jego program przewiduje m.in. roboty publiczne w celu zwiększenia zatrudnienia i popytu oraz ulgi podatkowe dla firm zatrudniający pracowników w kraju.
McCain ripostował, że USA mają obecnie jeden z najwyższych podatków od korporacji w gronie krajów wysoko rozwiniętych - 35 procent - więc plany Obamy, żeby go jeszcze podwyższyć, stłumią wzrost gospodarki.
Kandydat Demokratów podkreślał w odpowiedzi, że McCain - kładący nacisk na obniżki podatków i samoregulację gospodarki przez rynek - sprowadzają się do powtórzenia programu administracji prezydenta George'a W. Busha, którego rządy doprowadziły do kryzysu.
Obaj kandydaci spierali się także na temat ochrony zdrowia, edukacji, wolnego handlu i aborcji.
Prowadzący debatę dziennikarz Bob Schieffer z telewizji CBS News zapytał dyskutantów jak wyobrażają sobie dotrzymanie swoich obietnic wyborczych - zakładających znaczne koszty dla budżetu - skoro deficyt rośnie wskutek kryzysu finansowego.
"Żyjemy ponad stan, trzeba będzie dokonać pewnych korekt" - przyznał Obama. Zapowiedział obcięcie wydatków na programy marnotrawiące pieniądze i nie spełniające swego zadania. McCain powtórzył obietnicę zamrożenia wszystkich wydatków, z wyjątkiem obrony narodowej. Chwalił się też, że jako senator głosował przeciw wszelkim zbędnym wydatkom, ukradkiem dołączanym do ustaw budżetowych, tzw. earmarks.
Obama ripostował, że stanowią one zaledwie drobny ułamek 1 procenta wydatków budżetowych i wypomniał swemu oponentowi, że głosował za niemal wszystkimi budżetami administracji Busha.
"Nie jestem prezydentem Bushem, senatorze Obama" - oświadczył na to McCain. Przyznał, że Amerykanie "przechodzą dziś trudne czasy" i podkreślał, iż "Ameryka potrzebuje nowego kierunku". Apelował o poparcie jako polityk, który - jak zaznaczył -"jest godny zaufania". "Zawsze służyłem swemu krajowi" - powiedział.
McCain jest bohaterem wojny wietnamskiej, który pięć lat spędził w niewoli, gdzie był torturowany.
Obama wezwał do poparcia swojej kandydatury jako gwarancji, że nastąpią zmiany - których nie zapewni kolejny Republikanin w Białym Domu.
"Polityka ostatnich lat wpakowała nas w najgorszy kryzys od lat 30. Największym ryzykiem byłoby jej powtórzenie. Potrzebujemy w tym kraju fundamentalnych zmian. Polityki, która pomoże klasie średniej. Odnowienia ducha poświęcenia i służby dla kraju" - mówił kandydat Demokratów.
Obaj kandydaci wypominali sobie wzajemne ataki personalne. McCain bronił m.in. swoich spotów telewizyjnych, w których wytykał Obamie domniemane bliskie powiązania z byłym lewackim terrorystą Wiliamem Ayersem.
Demokratyczny kandydat replikował, że dawno potępił jego działalność i Ayers nie odgrywa żadnej roli w jego kampanii.
Doszło tu do gorącej polemiki. McCain nalegał, że "trzeba wyjaśnić fakty" dotyczące związków Ayersa z Obamą.
Obama zarzucił swemu rywalowi, że wszystkie jego spoty telewizyjne atakują go personalnie. Republikański senator replikował: "Nikt w historii nie wydał tylu funduszy na ogłoszenia atakujące przeciwnika, co senator Obama".
Jak zwykle sztaby Obamy i McCaina oświadczyły po debacie, że wygrał ich kandydat. Wśród widzów oglądających ją i pokazanych w głównych sieciach telewizyjnych zdania były podzielone.
Obama nadal prowadzi
Demokratyczny kandydat do Białego Domu Barack Obama ma przewagę pięciu punktów procentowych nad swym republikańskim rywalem Johnem McCainem - wynika z opublikowanego w czwartek sondażu Reuters/C-SPAN/ZOGBY
Najnowszy sondaż został przeprowadzony jeszcze przed ostatnią debatą kandydatów na prezydenta USA, która odbyła się w nocy ze środy na czwartek czasu polskiego.
Według ankiety, poparcie dla Obamy zgłosiło 49 procent respondentów, a 44 procent opowiedziało się za McCainem. Margines błędu oceniono na 2,9 punktu procentowego.
Taki sam sondaż w środę wskazywał na czteropunktową przewagę Obamy.
Szef firmy zajmującej się badaniami opinii publicznej John Zogby, po opublikowaniu sondażu, ale jeszcze przed debatą, wskazywał na stały wzrost poparcia dla Obamy i stosunkowo stałą liczbę respondentów, opowiadających się za McCainem.
"McCain pozostaje w grze, jednakże nie posuwa się naprzód i to go powinno zaniepokoić" - powiedział Zogby, podkreślając iż właśnie z tego powodu olbrzymie znaczenie, głównie dla kandydata Republikanów, miała ostatnia debata.
Wybory prezydenckie odbędą się w USA 4 listopadapap, keb