Projekt rezolucji, która ma być przyjęta w czwartek, jest wynikiem kompromisu między głównymi frakcjami, więc - by zyskać poparcie socjalistów - wykreślono zeń słowo "ludobójstwo". Pada natomiast określenie "straszliwe zbrodnie przeciwko ludzkości".
"To była jedna z największych tragedii XX wieku. Po wielu latach milczenia świadectwo o tym cierpieniu wychodzi na jaw" - powiedział unijny komisarz ds. sprawiedliwości Antonio Tajani. Jego zdaniem najlepszym hołdem dla ofiar będzie stabilna, demokratyczna i zamożna Ukraina. "Tylko jeśli to osiągniemy, poświęcenie tak wielu istnień ludzkich nie pójdzie na marne" - powiedział.
Debata plenarna, której przysłuchiwał się ukraiński ambasador, była pokłosiem deklaracji, jaką w styczniu zeszłego roku zaproponował eurodeputowany PiS Konrad Szymański wspólnie z Markiem Siwcem (SLD) i brytyjskim konserwatystą Charlesem Tannockiem. W marcu z inicjatywy polskich eurodeputowanych w PE w Brukseli odbyła się wystawa dokumentująca Wielki Głód. Orędownikiem debaty w PE na temat tragicznych wydarzeń z lat 1932- 33 był prof. Bronisław Geremek.
Zeszłoroczna deklaracja głosiła, że doprowadzenie do głodu przez stalinowski reżim było "jedną z najbardziej okrutnych zbrodni popełnionych w XX wieku w Europie i powinno być uznane przez społeczność międzynarodową za ludobójstwo i tak nazwane". Ostatecznie deklaracja zyskała poparcie mniej niż połowy z 785 eurodeputowanych (139 podpisów) i nie stała się oficjalnym stanowiskiem PE.
W debacie rumuński socjalista Adrian Severin tłumaczył, że jego frakcja niechętnie zgodziła się na rezolucję dla uczczenia Wielkiego Głodu, bowiem nie uważa, by rolą PE było "sądzenie historii".
"Zgodziliśmy się, bo rozumiemy, że solidarność z Ukrainą skłoni ją do modernizacji i zbliży do jej naturalnej rodziny, jaką jest UE" - powiedział poseł, który jest przewodniczącym delegacji PE ds. Ukrainy.
"Stanowisko socjalistów jest dziwne, bo oni mówią, że o historii się w Unii nie debatuje i jej nie głosuje. A sami bardzo często podnoszą kwestie historyczne i potępiają a to generała Franco, a to Hitlera..." - dziwił się eurodeputowany PiS Wojciech Roszkowski.
"Tylko pamiętając o ohydnych zbrodniach przeciwko ludzkości, możemy im zapobiec w przyszłości" - argumentował Charles Tannock. Jego zdaniem niechęć eurodeputowanych lewicy do słowa "ludobójstwo" wynika z "obaw, by nie obrazić współczesnej Rosji".
"W wielu krajach Europy Zachodniej okres Wielkiego Głodu pozostaje wciąż wydarzeniem nieznanym" - ubolewała Grażyna Staniszewska (PD). Poseł Adam Bielan (PiS) podkreślił, że "ludobójczy plan Józefa Stalina to była celowa i systematyczna eksterminacja". "Wystarczyło tylko zabrać wszystko to, co wydała ziemia, a tzw. niepokorni obywatele znikli ze swoich wiosek, bo nie pasowali do systemu" - powiedział Zbigniew Zaleski (PO).
Dokładna liczba ofiar Wielkiego Głodu (Hołodomoru) nie jest znana, ale chodzi o co najmniej od 4 do 6 mln ludzi (niektórzy historycy podają nawet 10-15 mln).
Z ujawnionych dokumentów NKWD wynika, że Wielki Głód był efektem celowych działań wymierzonych w ukraińskie dążenia narodowe groźne dla jedności ZSRR, połączonych z klasową nienawiścią wobec chłopów przeciwstawiających się kolektywizacji wsi. W czasach ZSRR publikowanie informacji o tych wydarzeniach było kwalifikowane jako przestępstwo "propagandy antyradzieckiej".
26 krajów uznaje Wielki Głód za ludobójstwo; polski Sejm przyjął odpowiednią uchwałę 6 grudnia 2006 roku.
ND, PAP