Jeżeli pozwolisz, aby zagnieździło się robactwo, szybko rodzą się prawa robactwa - zauważył wiele lat temu Feliks Konieczny. Trafność jego diagnozy potwierdza sytuacja u wybrzeża Somalii: piraci, którzy przejęli supertankowiec żądają milionowych okupów za zwolnienie marynarzy i oddanie jednostki.
Aby było jeszcze śmieszniej, powołali swojego rzecznika prasowego i ponaglają rządy do szybszego spełniania ich żądań. Wbrew wrażeniu, jakie można by odnieść na podstawie ostatnich doniesień prasowych, to wcale nie pierwszy ani nawet nie setny taki przypadek.
Zorganizowane korsarstwo morskie istnieje u wybrzeży Afryki od lat. Po drugiej wojnie światowej, ONZ i NATO przymykały na to oko, wiec narodziły się "prawa robactwa". Przejęcie przez piratów kontroli nad wodami tych zatok stało się faktem, którego (o dziwo!) w praktyce nikt nie kwestionował. Tak samo jak nikt nie zwalczał napadów, bandyckich kradzieży i zabójstw uczciwych marynarzy. Rządy Jemenu, Dżibuti i Somalii szybko zdały sobie sprawę, że w siłowej konfrontacji z korsarzami ich szanse są niewielkie. Dlatego wolały dyskretnie spełniać ich żądania. Doprowadziło to do tego, że piraci bezczelnie zajmują statki i każą sobie płacić okup.
Z tej sytuacji wyjście jest tylko jedno. Trzeba skończyć z metodą negocjacji i kompromisu, która nie rozwiąże problemu, a jedynie zachęci piratów do kolejnych porwań. Na pokład supertankowca już dawno powinna wejść jednostka specjalna, a piraci powinni znaleźć się jak najszybciej tam, gdzie ich miejsce, czyli w więzieniu. Sprawą powinna się w końcu zająć ONZ i zorganizować flotę, która wyłapałaby piratów ze wschodnich wybrzeży Afryki. Tak w 2003 roku zrobiły siły morskie Chile. Po kilku bandyckich napadach na wioski rybackie, marynarka chilijska wytropiła okręt piracki, otoczyła go i zajęła. Jeszcze tego samego dnia w rozprawie sądowej korsarze otrzymali wykonane natychmiast wyroki śmierci. Metoda z pewnością drastyczna, ale od tamtego czasu, przez wiele miesięcy żaden pirat nie zbliżył się do wybrzeży Chile.
Zorganizowane korsarstwo morskie istnieje u wybrzeży Afryki od lat. Po drugiej wojnie światowej, ONZ i NATO przymykały na to oko, wiec narodziły się "prawa robactwa". Przejęcie przez piratów kontroli nad wodami tych zatok stało się faktem, którego (o dziwo!) w praktyce nikt nie kwestionował. Tak samo jak nikt nie zwalczał napadów, bandyckich kradzieży i zabójstw uczciwych marynarzy. Rządy Jemenu, Dżibuti i Somalii szybko zdały sobie sprawę, że w siłowej konfrontacji z korsarzami ich szanse są niewielkie. Dlatego wolały dyskretnie spełniać ich żądania. Doprowadziło to do tego, że piraci bezczelnie zajmują statki i każą sobie płacić okup.
Z tej sytuacji wyjście jest tylko jedno. Trzeba skończyć z metodą negocjacji i kompromisu, która nie rozwiąże problemu, a jedynie zachęci piratów do kolejnych porwań. Na pokład supertankowca już dawno powinna wejść jednostka specjalna, a piraci powinni znaleźć się jak najszybciej tam, gdzie ich miejsce, czyli w więzieniu. Sprawą powinna się w końcu zająć ONZ i zorganizować flotę, która wyłapałaby piratów ze wschodnich wybrzeży Afryki. Tak w 2003 roku zrobiły siły morskie Chile. Po kilku bandyckich napadach na wioski rybackie, marynarka chilijska wytropiła okręt piracki, otoczyła go i zajęła. Jeszcze tego samego dnia w rozprawie sądowej korsarze otrzymali wykonane natychmiast wyroki śmierci. Metoda z pewnością drastyczna, ale od tamtego czasu, przez wiele miesięcy żaden pirat nie zbliżył się do wybrzeży Chile.