"Jeśli brak zaufania jest ważną przyczyną recesji gospodarczej, odbudowa tego zaufania może w konsekwencji doprowadzić do dynamicznego ożywienia" - dodał, zapowiadając "podwyższenie poziomu wynagrodzeń".
Nie chodzi jednak tylko o ratowanie miejsc pracy i siły nabywczej płac obywateli. Także o odbudowę zaufania do instytucji politycznych Belgii, nadszarpniętego kryzysem rządowym trwającym niemal nieprzerwanie od wyborów parlamentarnych w czerwcu 2007 r. Z powodu sporów partyjnych, w tym czasie Belgia miała w istocie 5 gabinetów.
W piątek, zgodnie z oczekiwaniami - dzięki głosom pięciu partii tworzących większościową koalicję rządową i przy sprzeciwie opozycji - nowy gabinet dostał wotum zaufania w głosowaniu w izbie niższej parlamentu.
Przedstawiciel flamandzkich chadeków, dotychczasowy przewodniczący Izby Deputowanych Van Rompuy zastąpił na stanowisku premiera Yvesa Leterme'a z tej samej partii, zmuszonego w grudniu, po 9 miesiącach sprawowania władzy, do odejścia po oskarżeniach o próbę wpływania na wymiar sprawiedliwości w sprawie ratowania banku Fortis. Obsada innych stanowisk w rządzie, poza kilkoma zmianami, pozostała ta sama.
Mimo wewnętrznych podziałów koalicja rządowa jest zdeterminowana, by utrzymać rząd Hermana Van Rompuy do końca kadencji, czyli do 2011 roku. Partie zgodnie postanowiły, że nie będzie przedterminowych wyborów w czerwcu 2009 wraz z wyborami regionalnymi i do Parlamentu Europejskiego. Komentatorzy są jednak sceptyczni, czy ten plan uda się zrealizować.
Nowego premiera czeka bowiem kilka trudnych zdań. Przede wszystkim - dokończenie ratowania Fortisu, a także wyjaśnienie "Fortisgate", która zmusiła Leterme'a do dymisji. Ma się tym zająć specjalna śledcza komisja parlamentarna, która z pewnością stanie się areną zaciekłych walk politycznych.
Po drugie - pobudzenie gospodarki, która jest w recesji z powodu kryzysu finansowego. Sytuację belgijskiego sektora bankowego i ubezpieczeniowego zbada zresztą kolejna nadzwyczajna komisja parlamentarna.
Po trzecie - nowy premier obiecał do połowy roku posunąć do przodu obiecaną Flamandom domagającym się większej autonomii reformę ustrojową kraju, w tym sprawę statusu dwujęzycznego regionu Brukseli. Dotąd uniemożliwiał to ciągnący się od lat konflikt narodowościowo-językowy (chodzi m.in. o prawa wyborcze) między francuskojęzycznymi Walonami z południa a niderlandzkojęzycznymi Flamandami z północy kraju. Za czasów niepopularnego wśród frankofonów Leterme'a rozgorzał on z nową siłą.
Belgijska prasa spekuluje teraz na temat przyszłości skompromitowanego sprawą Fortisa Leterme'a. Według komentatorów, szykuje się on do szybkiego powrotu do rządu - na stanowisko ministra spraw zagranicznych. Pod warunkiem, że zgodnie z oczekiwaniami zwolni je obecny szef dyplomacji Karl De Gucht, odchodząc jesienią do nowej Komisji Europejskiej.
Cieszący się dużym szacunkiem na scenie politycznej 61-letni Herman Van Rompuy ma opinię "intelektualisty". Premierem został mimo woli - sam przyznał, że zgodził się tylko dlatego, że w jego rodzimej partii nie było innego kandydata. Z kolei flamandzcy chadecy nie zgadzali się na objęcie stanowiska szefa rządu przez żadną inną partię.
pap, em