Sprawa rozmieszczenia obserwatorów tranzytu surowca jest kluczowa dla dostaw rosyjskiego gazu do UE - od tego bowiem Rosja uzależniła ich wznowienie. W misji mają wziąć udział także przedstawiciele rosyjskiego Gazpromu i ukraińskiego Naftohazu.
"Zespół obserwatorów UE rozpoczął pracę w centralnym punkcie rozdzielczym firmy Ukrtransgaz w Kijowie. To oznacza, że wszystkie warunki uzgodnione między przywódcami Unii Europejskiej, Rosji i Ukrainy zostały spełnione, by natychmiast wznowić dostawy gazu z Rosji przeznaczone dla europejskich klientów" - głosi komunikat KE.
Komisja podała, że unijny zespół liczy około 20 osób: przedstawicieli firm gazowych z krajów UE oraz urzędników Komisji Europejskiej. Jego szefem jest Filip Cornelis z Dyrekcji Generalnej KE ds. transportu i energii.
Zdaniem KE jest szansa, że w ciągu trzech dni rosyjski gaz pompowany przez Ukrainę trafi z powrotem do europejskich odbiorców.
Z informacji przedstawicieli Gazpromu przekazanych na piątkowym posiedzeniu unijnych koordynatorów ds. gazu w Brukseli wynika, że po "odkręceniu kurków" upłynie nawet 30 godzin, nim rosyjski gaz dla UE trafi do Ukrainy. Naftohaz poinformował z kolei na tym spotkaniu, że tranzyt przez Ukrainę zajmie "mniej niż 36 godzin".
Prezes Gazpromu Aleksiej Miller zapowiedział jednak, że dostawy paliwa zostaną wznowione po podpisaniu formalnego porozumienia w sprawie misji obserwacyjnej. Jak podkreślił, liczy on na podpisanie w piątek "dokumentu w sprawie utworzenia międzynarodowego mechanizmu dla zapewnienia tranzytu rosyjskiego gazu przez Ukrainę".
Zdaniem KE, do wznowienia dostaw nie potrzeba pisemnego porozumienia, ponieważ jest telefoniczna umowa.
Zgodnie z umową zawartą w czwartek wieczorem przez premiera przewodniczących UE Czech Mirka Topolanka i premiera Rosji Władimira Putina, obserwatorzy mają monitorować punkty pomiarowe po obu stronach ukraińsko-rosyjskiej granicy. Oznacza to, że rosyjscy obserwatorzy będą wraz z unijnymi i ukraińskimi po stronie ukraińskiej, zaś ukraińscy - wraz z rosyjskimi i unijnymi - po stronie rosyjskiej.
Wcześniej władze w Kijowie nie wyrażały zgody na włączenie w skład misji obserwatorów rosyjskich, ale ostatecznie w piątek Naftohaz ogłosił, że w celu rozwiązania sporu gazowego Ukraina zgodzi się, by Rosjanie monitorowali przepływ gazu. Z kolei Gazprom poinformował, że dopuści międzynarodowych obserwatorów do swoich stacji pomiarowych na granicy z Ukrainą, jeśli w składzie misji będą Rosjanie.
Zadaniem obserwatorów jest stwierdzenie na podstawie odczytów stacji pomiarowych, ile gazu dla UE Gazprom pompuje na Ukrainę, ile trafia rzeczywiście na ukraińskie terytorium i ile w końcu wypływa w kierunku zachodnim. KE zapowiada, że obserwatorzy "zostaną na miejscu tak długo, jak będzie to konieczne".
Rosyjski monopolista zastrzegł, że międzynarodowa misja musi mieć dostęp do całego ukraińskiego systemu przesyłowego, w tym do podziemnych magazynów paliwa.
Tymczasem KE w piątek nie potrafiła podać szczegółów porozumienia z Rosją. Nie wiadomo m.in., czy Rosjanie będą mieli nieograniczony dostęp do wszystkich ukraińskich instalacji przesyłowych.
KE nie dysponowała także informacjami, kiedy Rosjanie dołączą do grupy i kiedy wszyscy obserwatorzy dotrą do punktów pomiarowych.
W piątek wieczorem do Kijowa przybył premier Topolanek, który ma się upewnić, czy porozumienie w sprawie misji doprowadzi do wznowienia dostaw. W sobotę ma się on spotkać w Moskwie z premierem Putinem. Wizytę Topolanka w rosyjskiej stolicy potwierdziło czeskie przewodnictwo UE.
pap, keb