Od niespełna dwóch tygodni Czesi przewodzą Unii Europejskiej. Początek ich prezydencji jest daleki od marzeń o spokojnym administrowaniu – politycy z Pragi trafili w sam środek gigantycznego gazowego konfliktu, który wymaga nie tylko politycznych umiejętności.
Co Polska może zrobić w wielostronnym sporze? Odpowiedź jest prosta, choć dla wielu nieoczywista. - Wspierać południowych sąsiadów na każdym możliwym odcinku, nie tylko w sprawie gazowego impasu.
Czechy jako pierwszy kraj z byłego bloku sowieckiego rozpoczęły przewodnictwo w Radzie Unii Europejskiej. To nie tylko symboliczne wydarzenie, ale także ogromne wyzwanie administracyjno-organizacyjne. Także Polska, jako „nowy" kraj UE, nie raz przekonała się, że marne zaplecze eksperckie i słabe przygotowanie dyplomatyczne nie może być zastąpione przez ambitnych polityków. Nie może być mowy o taryfie ulgowej dla Czech – konflikt gazowy, wojna izraelsko-palestyńska, spór o traktat lizboński to tylko ostatnie palące kwestie do szybkiego rozwiązania.
Wsparcie ze strony polskich władz powinno być jak najszersze i wyłączone z wielomiesięcznego konfliktu wewnętrznego Tusk-Kaczyński. Dlaczego? Bo premier i prezydent nie raz powtarzali o solidarności europejskiej, jako podstawowej zasadzie relacji członków UE. Dziś mogą zbudować trwalszy sojusz z krajem, który - jak nikt inny - rozumie Polski punkt widzenia wobec m.in. Rosji. Poprzez aktywną politykę z południowymi sąsiadami możemy zbudować silniejszą przeciwwagę dla trójkąta: Francja, Niemcy, Wielka Brytania. Czeskie doświadczenie może okazać się także bezcenne, gdy za półtora roku Polska obejmie przewodnictwo w UE.
Polskie wsparcie, także te w zakresie symbolicznym, jest o tyle ważne, że po półrocznej wręcz hegemonicznej prezydencji Francji przychodzi czas na partnera, który nie będzie traktować kogokolwiek z góry. Pamiętamy, że nie raz przytrafiało się to Nicolasowi Sarkozy'emu, także w relacjach z polskim prezydentem. Teraz partner jest równorzędny ze względu na historyczne doświadczenie, ale także przez bardziej elastyczny model podejmowania decyzji w ciągle niedomkniętym systemie biurokratycznym.
Dodatkowym atutem polskich polityków jest dobra, osobista znajomość czeskich przywódców. I w niczym nie przeszkadza fakt, że sympatie Donalda Tuska i Lecha Kaczyńskiego rozmijają się – właśnie w nich można upatrywać szansę komplementarnej polityki wobec Czech.
Czechy jako pierwszy kraj z byłego bloku sowieckiego rozpoczęły przewodnictwo w Radzie Unii Europejskiej. To nie tylko symboliczne wydarzenie, ale także ogromne wyzwanie administracyjno-organizacyjne. Także Polska, jako „nowy" kraj UE, nie raz przekonała się, że marne zaplecze eksperckie i słabe przygotowanie dyplomatyczne nie może być zastąpione przez ambitnych polityków. Nie może być mowy o taryfie ulgowej dla Czech – konflikt gazowy, wojna izraelsko-palestyńska, spór o traktat lizboński to tylko ostatnie palące kwestie do szybkiego rozwiązania.
Wsparcie ze strony polskich władz powinno być jak najszersze i wyłączone z wielomiesięcznego konfliktu wewnętrznego Tusk-Kaczyński. Dlaczego? Bo premier i prezydent nie raz powtarzali o solidarności europejskiej, jako podstawowej zasadzie relacji członków UE. Dziś mogą zbudować trwalszy sojusz z krajem, który - jak nikt inny - rozumie Polski punkt widzenia wobec m.in. Rosji. Poprzez aktywną politykę z południowymi sąsiadami możemy zbudować silniejszą przeciwwagę dla trójkąta: Francja, Niemcy, Wielka Brytania. Czeskie doświadczenie może okazać się także bezcenne, gdy za półtora roku Polska obejmie przewodnictwo w UE.
Polskie wsparcie, także te w zakresie symbolicznym, jest o tyle ważne, że po półrocznej wręcz hegemonicznej prezydencji Francji przychodzi czas na partnera, który nie będzie traktować kogokolwiek z góry. Pamiętamy, że nie raz przytrafiało się to Nicolasowi Sarkozy'emu, także w relacjach z polskim prezydentem. Teraz partner jest równorzędny ze względu na historyczne doświadczenie, ale także przez bardziej elastyczny model podejmowania decyzji w ciągle niedomkniętym systemie biurokratycznym.
Dodatkowym atutem polskich polityków jest dobra, osobista znajomość czeskich przywódców. I w niczym nie przeszkadza fakt, że sympatie Donalda Tuska i Lecha Kaczyńskiego rozmijają się – właśnie w nich można upatrywać szansę komplementarnej polityki wobec Czech.