"Kto ile zapłaci za gaz techniczny i ile tego gazu jest potrzebne do transportu, pozostaje sprawą obu stron" (rosyjskiej i ukraińskiej) - oświadczył we wtorek w Brukseli rzecznik KE Ferran Tarradellas. Dodał, że w porozumieniu UE z Moskwą i Kijowem kwestia ta nie jest uwzględniana.
Pytany, czy UE nie powinna zapłacić za tzw. gaz techniczny, niezbędny do utrzymania ciśnienia w magistralach tranzytowych, by rozstrzygnąć spór, rzecznik wykluczył to kategorycznie.
"To bilateralna sprawa. Ale nie może ona być wymówką, dlaczego gaz nie płynie" - powiedział.
Pragnący zachować anonimowość wysoki urzędnik KE zapewnił, że ani razu podczas rozmów ze stroną rosyjską lub ukraińską w ostatnich dniach, Komisja nie usłyszała żądania, by to Unia zapłaciła za techniczny gaz. "Nie było żadnych żądań finansowych, nawet w kuluarowych rozmowach" - powiedziały źródła.
Rzecznik KE zaznaczył, że obserwatorzy międzynarodowi są w stanie prześledzić "każdą kroplę gazu, jeśli mają zapewniony niezbędny dostęp" (do urządzeń pomiarowych).
We wtorek, według KE, obserwatorzy - sześciu w stolicy Ukrainy i dwóch w stolicy Rosji - nie mieli jednak takiego dostępu do centrum kontrolnego Naftohazu w Kijowie ani do centrum Gazpromu w Moskwie.
"Są w odpowiednich budynkach, ale nie dopuszcza się ich do kluczowych sal" - powiedziały źródła w KE. Ani strona rosyjska ani ukraińska nie wyjaśniły, dlaczego tak się dzieje.
Te same źródła zapewniły, że Komisja Europejska nie będzie wskazywać winnego - z czyjego powodu, Rosji czy Ukrainy, gaz do UE nie płynie.
"Mamy dobre relacje z Rosją i Ukrainą i musimy się wstrzymywać ze wskazywaniem winnego" - powiedziały źródła. - Natomiast musimy robić wszystko i robimy wszystko, by gaz popłynął".
pap, keb