Północnokoreański dyktator Kim Dzong Il wyznaczył podobno w końcu swojego następcę z dynastii Kimów - trzeciego z synów Kim Dzong Una. Rzekomo poważnie chory od kilku miesięcy satrapa wystosował dyrektywę w sprawie nominacji syna do kierownictwa Partii Pracy Korei. Informację podały media z Seulu, ale Phenian na razie ich nie potwierdził.
Wszystko to „podobno" i „rzekomo", bo w przypadku tak zamkniętego kraju jak Korea Północna i tak sekretnego reżimu, jak ród Kimów, nic nie wiadomo na pewno. I tak Drogi Przywódca Kim Dzong Il (Po Prostu Słońce) - dyplomaci i zbiegli dysydenci mówili o próżnym, paranoicznym, żłopiącym koniak hipochondryku, który nosił buty na koturnie i preferował wypiętrzoną fryzurę, by sprawiać wrażenie wyższego niż jest (1.57m) - miał mieć udar, może zawał, może wylew, a może nawet dwa, miał go leczyć francuski chirurg (ten zaprzecza), miał już nawet nie żyć, zastąpiony sobowtórem.
Zdenerwowany falą plotek Phenian chciał uciąć spekulacje i całą jesień pokazywał a to zdjęcia Kima wśród mleczarek, a to na meczu piłkarskim wojskowych drużyn, oczywiście przy akompaniamencie entuzjastycznych wiwatów. Ale i tak nikt w to nie uwierzył, a fala plotek jedynie wezbrała, zwłaszcza spekulacji co do następnego monarchy na komunistycznym tronie KRLD. A prof. Toshimitsu Shigemura, słynny japoński ekspert ds. Korei Północnej, napisał, że Kim Dzong Il zmarł pięć lat temu na cukrzycę i od tej pory jego rolę gra dubler. To z sobowtórem spotykali się światowi przywódcy, w tym Władimir Putin i prezydent Chin Hu Żintao.
Co śmielsi prorokowali wręcz rychły upadek reżimu. Ale na to raczej się nie zanosi, a przynajmniej nie tak prędko, jak niektórzy by chcieli. Skorumpowana elita władzy i uprzywilejowana kasta wojskowa łatwo nie odda władzy, bo oznaczałoby to jej koniec. Trudno wyrokować, co naprawdę dzieje się za szczelnie zamkniętymi granicami tego dramatycznie sponiewieranego kraju, gdzie utrzymuje się najliczniejszą na świecie armię, buduje rakiety balistyczne i rozwija programy atomowe kosztem milionów głodujących, zastraszonych i skoszarowanych ludzi.
Kiedy Kim Il Sung (Kim Ir Sen) zmarł 14 lat temu, jego syn był już namaszczony przez ojca i gotowy do sukcesji. Zgodnie z regułami sukcesji, następcę ogłasza się na długo przed śmiercią władcy. Armia i aparat władzy potrzebują czasu, by go zaakceptować, a on przy boku ojca uczy się sztuki rządzenia. Dzong Il został wyznaczony na dynastycznego następcę ojca już w 1980 r., choć nie dostał żadnej funkcji aż do 1991 r., kiedy mimo braku doświadczenia stanął na czele sił zbrojnych. Zastanawiano się, dlaczego Drogi Przywódca nie poszedł w ślady ojca i do tej pory nie wyznaczył swojego następcy. Specjaliści od Korei Płn. uważają, że żaden z synów się nie nadaje i dlatego proces sukcesji się opóźnia.
Najstarszy, Kim Dzong Nam, podobno lat 37, był owocem romansu dyktatora z Sung Hae Rim, aktorką, zmarłą w Moskwie w 2003 r. Szkolne lata spędził w Szwajcarii. Zasłynął, gdy w 2001 r. próbował wjechać do Japonii na fałszywym paszporcie. Tłumaczył się, że chciał obejrzeć Disneyland koło Tokio. Nawykłemu do luksusu, wyrodnemu synowi nie uśmiechało się życie w ponurym kraju ojca, dlatego Dzong Nam przeprowadził się do willi w Macau, raju hazardzistów, gdzie był często widywany w kasynach hotelu Mandarin Oriental. Dziś podobno mieszka w Pekinie i choruje na serce.
Kim Dzong Il pokładał być może większe nadzieje w drugim synu, podobno 27-letnim Kim Dzong Czolu, który wraz z najmłodszym Kim Dzong Unem, podobno lat 25, narodzili się ze związku Drogiego Przywódcy z tancerką Ko Young Hee. Propagandowa machina Korei Północnej wyniosła ją do roli Matki Narodu i zapewne ona zapewniłaby wcześniej sukcesję dla jednego ze swoich synów, gdyby nie zmarła na raka w 2004 r. Dzong Czol też uczył się w Szwajcarii i nawet wspiął się dość wysoko w partyjnej hierarchii, by witać chińskiego przywódcę Hu Żintao, ale według pogłosek cierpi na chorobę hormonalną i jest uzależniony od środków przeciwbólowych, które zaczął brać po kontuzji nogi podczas gry w koszykówkę.
Został więc najmłodszy Dzong Un, którego do tej pory nigdzie nie wymieniano i nikt z ekspertów go nie typował. Niewiele o nim wiadomo. Jeśli koreańskie media zaczną pisać o nim jako „młodym generale" albo „wschodzącej gwieździe rewolucji", będzie to znaczyło, że coś jest na rzeczy.
Zdenerwowany falą plotek Phenian chciał uciąć spekulacje i całą jesień pokazywał a to zdjęcia Kima wśród mleczarek, a to na meczu piłkarskim wojskowych drużyn, oczywiście przy akompaniamencie entuzjastycznych wiwatów. Ale i tak nikt w to nie uwierzył, a fala plotek jedynie wezbrała, zwłaszcza spekulacji co do następnego monarchy na komunistycznym tronie KRLD. A prof. Toshimitsu Shigemura, słynny japoński ekspert ds. Korei Północnej, napisał, że Kim Dzong Il zmarł pięć lat temu na cukrzycę i od tej pory jego rolę gra dubler. To z sobowtórem spotykali się światowi przywódcy, w tym Władimir Putin i prezydent Chin Hu Żintao.
Co śmielsi prorokowali wręcz rychły upadek reżimu. Ale na to raczej się nie zanosi, a przynajmniej nie tak prędko, jak niektórzy by chcieli. Skorumpowana elita władzy i uprzywilejowana kasta wojskowa łatwo nie odda władzy, bo oznaczałoby to jej koniec. Trudno wyrokować, co naprawdę dzieje się za szczelnie zamkniętymi granicami tego dramatycznie sponiewieranego kraju, gdzie utrzymuje się najliczniejszą na świecie armię, buduje rakiety balistyczne i rozwija programy atomowe kosztem milionów głodujących, zastraszonych i skoszarowanych ludzi.
Kiedy Kim Il Sung (Kim Ir Sen) zmarł 14 lat temu, jego syn był już namaszczony przez ojca i gotowy do sukcesji. Zgodnie z regułami sukcesji, następcę ogłasza się na długo przed śmiercią władcy. Armia i aparat władzy potrzebują czasu, by go zaakceptować, a on przy boku ojca uczy się sztuki rządzenia. Dzong Il został wyznaczony na dynastycznego następcę ojca już w 1980 r., choć nie dostał żadnej funkcji aż do 1991 r., kiedy mimo braku doświadczenia stanął na czele sił zbrojnych. Zastanawiano się, dlaczego Drogi Przywódca nie poszedł w ślady ojca i do tej pory nie wyznaczył swojego następcy. Specjaliści od Korei Płn. uważają, że żaden z synów się nie nadaje i dlatego proces sukcesji się opóźnia.
Najstarszy, Kim Dzong Nam, podobno lat 37, był owocem romansu dyktatora z Sung Hae Rim, aktorką, zmarłą w Moskwie w 2003 r. Szkolne lata spędził w Szwajcarii. Zasłynął, gdy w 2001 r. próbował wjechać do Japonii na fałszywym paszporcie. Tłumaczył się, że chciał obejrzeć Disneyland koło Tokio. Nawykłemu do luksusu, wyrodnemu synowi nie uśmiechało się życie w ponurym kraju ojca, dlatego Dzong Nam przeprowadził się do willi w Macau, raju hazardzistów, gdzie był często widywany w kasynach hotelu Mandarin Oriental. Dziś podobno mieszka w Pekinie i choruje na serce.
Kim Dzong Il pokładał być może większe nadzieje w drugim synu, podobno 27-letnim Kim Dzong Czolu, który wraz z najmłodszym Kim Dzong Unem, podobno lat 25, narodzili się ze związku Drogiego Przywódcy z tancerką Ko Young Hee. Propagandowa machina Korei Północnej wyniosła ją do roli Matki Narodu i zapewne ona zapewniłaby wcześniej sukcesję dla jednego ze swoich synów, gdyby nie zmarła na raka w 2004 r. Dzong Czol też uczył się w Szwajcarii i nawet wspiął się dość wysoko w partyjnej hierarchii, by witać chińskiego przywódcę Hu Żintao, ale według pogłosek cierpi na chorobę hormonalną i jest uzależniony od środków przeciwbólowych, które zaczął brać po kontuzji nogi podczas gry w koszykówkę.
Został więc najmłodszy Dzong Un, którego do tej pory nigdzie nie wymieniano i nikt z ekspertów go nie typował. Niewiele o nim wiadomo. Jeśli koreańskie media zaczną pisać o nim jako „młodym generale" albo „wschodzącej gwieździe rewolucji", będzie to znaczyło, że coś jest na rzeczy.