W miniony weekend europejscy zwolennicy politycznej poprawności całemu światu próbowali obwieścić wielką nowinę: kolejnym premierem Islandii będzie Johanna Siguardardottir, była stewardesa.
W wydarzeniu tym nie byłoby nic niezwykłego gdyby nie fakt, że pani premier jest znaną w całym feministycznym świecie lesbijką. Komentatorzy zwracali uwagę właśnie na fakt, że to głośne manifestowanie orientacji seksualnej pomogło tej kobiecie utorować sobie drogę do najważniejszego gabinetu na "Wyspie Gejzerów". Gorzki tryumf politycznej poprawności.
Problemem nie jest to, że zgiełk wokół tego wydarzenia zupełnie przyćmił jego polityczne znaczenie. Problemem nie jest też to, że szefem rządu nie będzie osoba o orientacji heteroseksualnej. Problemem jest to, że osoba ta zrobiła karierę polityczną na tym, że manifestowała swoją seksualność. Ergo: premierem została osoba nie na podstawie swoich kwalifikacji merytorycznych lecz dlatego, że otwarcie manifestowała swoją orientację seksualną.
Jako konserwatysta i liberał jestem zdania, że orientacja seksualna każdego człowieka to jego prywatna sprawa. Uważam też, że są pewne sprawy intymne, o których się nie mówi i o które się nie pyta. Nie obchodzi mnie co i z kim polityk robi pod kołdrą, we własnym łóżku. Jednak fakt, iż ktoś robi karierę polityczną na manifestowaniu swojej seksualności, budzi moje zniesmaczenie. Człowiek, który usiłowałby robić karierę polityczną w oparciu o manifestowanie orientacji heteroseksualnej naraziłby się na śmieszność. Jednak ktoś, kto demonstruje swoją orientacje homoseksualną na śmieszność się nie naraża. Czyż nie jest to dyskryminacja?
Problemem nie jest to, że zgiełk wokół tego wydarzenia zupełnie przyćmił jego polityczne znaczenie. Problemem nie jest też to, że szefem rządu nie będzie osoba o orientacji heteroseksualnej. Problemem jest to, że osoba ta zrobiła karierę polityczną na tym, że manifestowała swoją seksualność. Ergo: premierem została osoba nie na podstawie swoich kwalifikacji merytorycznych lecz dlatego, że otwarcie manifestowała swoją orientację seksualną.
Jako konserwatysta i liberał jestem zdania, że orientacja seksualna każdego człowieka to jego prywatna sprawa. Uważam też, że są pewne sprawy intymne, o których się nie mówi i o które się nie pyta. Nie obchodzi mnie co i z kim polityk robi pod kołdrą, we własnym łóżku. Jednak fakt, iż ktoś robi karierę polityczną na manifestowaniu swojej seksualności, budzi moje zniesmaczenie. Człowiek, który usiłowałby robić karierę polityczną w oparciu o manifestowanie orientacji heteroseksualnej naraziłby się na śmieszność. Jednak ktoś, kto demonstruje swoją orientacje homoseksualną na śmieszność się nie naraża. Czyż nie jest to dyskryminacja?