W ponad 40 lat po decyzji generała Charlesa de Gaulle'a Francja zamierza powrócić do struktur wojskowych NATO. Już prawie rok temu na szczycie sojuszu w Bukareszcie taką mglistą jeszcze obietnicę złożył Nicolas Sarkozy. Od tamtej pory Paryż twardo negocjuje warunki swojego powrotu.
Sarkozy od początku odcinał się od antyamerykańskiej retoryki swojego poprzednika. O ile dla Chiraka członkostwo w NATO było złem koniecznym, o tyle dla Sarko stało się ono jednym z przejawów aktywności politycznej Francji. W kwietniu na szczycie w Bukareszcie zasugerował wreszcie publicznie, iż rozważa powrót swojego kraju do struktur wojskowych paktu. W rzeczywistości ten powrót trwa już od kilku lat, a jednym z jego przejawów był np. francuski udział w misji w Afganistanie. Sarkozy nie jest naiwnym idealistą i twardo negocjuje warunki. Jednym z nich ma być zacieśnienie współpracy między NATO a Unią Europejską i rozbudowanie unijnej polityki obrony i bezpieczeństwa. De facto w dalszej perspektywie oznaczałoby to powołanie armii europejskiej. Innym warunkiem jest wysokie stanowisko w strukturach paktu dla Francuza. Oficjalnie mówi się o zwierzchnictwie w Sojuszniczym Dowództwie Transformacji w Norfolk. W kuluarach Kwatery Głównej szepcze się jednak, że Paryżowi może nawet chodzić o fotel sekretarza generalnego. Gdyby Sarkozy postanowił zagrać va bank, miałby spore szanse, by tę posadę dla swojego rodaka zdobyć. Jako jeden z potencjalnych kandydatów jest wymieniany obecny szef dyplomacji, Bernard Kouchner.
USA zdają sobie sprawę, że pełny udział Francji w strukturach wojskowych i lepsza współpraca wewnątrz sojuszu na linii Waszyngton-Paryż wart jest mszy. Dlatego będą w stanie pójść na rękę Francuzom.
[[mm_1]]
USA zdają sobie sprawę, że pełny udział Francji w strukturach wojskowych i lepsza współpraca wewnątrz sojuszu na linii Waszyngton-Paryż wart jest mszy. Dlatego będą w stanie pójść na rękę Francuzom.
[[mm_1]]