Minister obrony narodowej Bogdan Klich, który przebywa z wizytą w Afganistanie, wskazał, że ma to związek ze zwiększonym prawdopodobieństwem ataków na siły koalicji.
Wiąże się ono - jak powiedział - ze zbliżającymi się wyborami prezydenckimi oraz zakończeniem zimy, która zwykle utrudnia, a często uniemożliwia działania rebeliantów. Nie bez znaczenia jest także intensyfikacja działań amerykańskich wojsk w sąsiednich prowincjach.
Szef MON poinformował, że do Ghazni przegrupowuje się z Kandaharu zespół operacji specjalnych, a kolejna, piąta już zmiana polskiego kontyngentu, która niebawem rozpocznie misję, ma mieć w strukturze więcej pododdziałów bojowych, a mniej zabezpieczających. Jak podał minister, obecnie proporcje jednych do drugich wynoszą 7 do 3, z przewagą zabezpieczenia. "Ma to zostać zrównoważone" - zapowiedział.
"Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Franciszek Gągor ma doprowadzić do tego, by zmieniła się taktyka prowadzenia naszych działań. Kontyngent, który do tej pory realizował zadania wojskowe, jak i działania ala Janina Ochojska, ma w najbliższych miesiącach stawiać na te pierwsze" - powiedział Klich.
"To jest niezbędne, ponieważ w następnych miesiącach odbędą się wybory prezydenckie w Afganistanie - w grę wchodzi zarówno termin majowy, jak i sierpniowy. Musimy być przygotowani, że ze względu na wybory i na to, że zaczyna się wiosna, łatwiej prowadzić operacje przeciwko koalicji" - dodał minister.
Wyraził opinię, że należy spodziewać się nasilenia ostrzałów i ataków przy użyciu improwizowanych ładunków wybuchowych.
"Biorąc to pod uwagę, postanowiliśmy zmienić taktykę działań w Afganistanie i współdziałać jak najbliżej z wojskami amerykańskimi" - powiedział szef MON. Jak sprecyzował, "głównie w dziedzinie rozpoznania i wsparcia, zwłaszcza z powietrza".
Klich podał, że "kontyngent ma być przygotowany do większej aktywności w działaniach wojskowych nie później niż z końcem marca".
Pytany, czy zmiana taktyki, szczególnie zwiększenie działań ofensywnych, nie wpłynie negatywnie na nastawienie lokalnej ludności do wojska, szef MON powiedział, że "nasi żołnierze i dowódca kontyngentu mają jasne dyrektywy - wiedzą o tym, że zwalczać powinni ugrupowania rebelianckie, a wspierać ludność cywilną". Przypomniał o zaangażowaniu polskiego wojska w pomoc dla mieszkańców prowincji Ghazni.
"Jeszcze wczoraj (we wtorek) minister Radosław Sikorski podpisywał kilka wniosków, które składałem w sprawie kolejnych transzy pomocy humanitarnej na rzecz miejscowej ludności. Służba zdrowia, edukacja, drogi to są priorytety, w które inwestujemy polskie pieniądze. 25 osób - cywili i wojskowych - pracuje w amerykańskim PRT (Provincial Reconstruction Team - Prowincjonalnym Zespole Odbudowy) na terenie Ghazni. To nasz wkład w pomoc rozwojową, której udzielają Amerykanie" - powiedział.
Minister przypomniał, że zgodnie z ostatnimi decyzjami polski kontyngent zostanie utrzymany na obecnym poziomie ok. 1600 żołnierzy.
Pytany o wcześniejsze zapowiedzi zwiększenia go o 400- 600 żołnierzy, odparł, że wojsko "jest w każdej chwili przygotowane, by zwiększyć liczebność kontyngentu w Afganistanie".
"Decyzje polityczne podjęte w styczniu są takie, że nie zmniejszamy naszej obecności" - dodał.
Minister podkreślił, że środki na doposażenie naszego kontyngentu w Afganistanie są zagwarantowane w tegorocznym, "znacznie ograniczonym" budżecie Ministerstwa Obrony.
Pytany, czy nie obawia się tzw. syndromu Nangar Khel (rzekomego lęku przed użyciem broni w związku ze skutkami ostrzału wioski, m.in. oskarżeniem żołnierzy - PAP), odparł, że "skoro wymaga od wojska, by nie miało obaw, to trudno, żeby on je miał". "Postępowanie sądowe się toczy. Pozostaje mi po raz tysięczny wyrazić nadzieję, że wszystko dobrze się skończy i żołnierze zostaną oczyszczeni z zarzutów" - dodał.
pap, keb
Pitbul: Palikot poparł eutanazję