Stosowanie tortur w Guantanamo trudno usprawiedliwiać, ale – odrzuciwszy fałszywą moralność – można do pewnego stopnia rozumieć powody ich stosowania. Przerażenie budzi jednak hipokryzja i głupawe próby wykręcenia się od odpowiedzialności.
„Tak zrobiliśmy to, ponieważ prowadziliśmy wojnę z bezwzględnym przeciwnikiem. Nie ustrzegliśmy się błędów, ale uratowaliśmy tysiące Amerykanów". Takie postawienie sprawy, poparte dowodami i argumentacją, byłoby odważnym, uczciwym postawieniem sprawy. Tymczasem mamy do czynienia z wyjątkowo nieudolnym odwracaniem kota ogonem. Ministerstwo Sprawiedliwości USA oburza się na przykład, że więźniów podtapiano przez 40 sekund a nie 20 (sic!).
Wobec oskarżeń o uderzanie głowami więźniów o ścianę tłumaczy się, że była to „specjalna", „elastyczna" ściana. Tortura ta, zgodnie z argumentacją władz, miała odebrać torturowanemu orientację i pewność siebie, jednocześnie. Ministerstwo Sprawiedliwości zapewnia, że oprawcy mieli zwracać uwagę na stan zdrowia psychicznego przesłuchiwanego.
Jak można złamać czyjąś wolę i zmusić go do zdrady swoich przyjaciół i przekonań, równocześnie dbając o to, aby nie doznał urazu psychicznego? Odpowiedź jest bardzo prosta: nie da się, jedno wyklucza drugie.
Absurd sięga zenitu, kiedy dowiadujemy się, skąd pochodziły metody przesłuchań stosowanych przez CIA. Otóż doskonalono je latami na... amerykańskich żołnierzach. „Zebrano dzięki temu dużą ilość informacji o ich efektach, co pozwoliło zapobiec silnemu bólowi i długotrwałemu wpływowi na psychikę przesłuchiwanych" – podaje ministerstwo. Ciekawe tylko, co na to wzmiankowani żołnierze. Ilu z nich przywaliło głową w twardą ścianę, zanim „naukowcy" wpadli na wynalezienie miękkiej?
Dlaczego Zachód karmiony jest podobną, w dodatku źle skrojoną, propagandą? Czy nie korzystniej byłoby powiedzieć prawdę?
Wobec oskarżeń o uderzanie głowami więźniów o ścianę tłumaczy się, że była to „specjalna", „elastyczna" ściana. Tortura ta, zgodnie z argumentacją władz, miała odebrać torturowanemu orientację i pewność siebie, jednocześnie. Ministerstwo Sprawiedliwości zapewnia, że oprawcy mieli zwracać uwagę na stan zdrowia psychicznego przesłuchiwanego.
Jak można złamać czyjąś wolę i zmusić go do zdrady swoich przyjaciół i przekonań, równocześnie dbając o to, aby nie doznał urazu psychicznego? Odpowiedź jest bardzo prosta: nie da się, jedno wyklucza drugie.
Absurd sięga zenitu, kiedy dowiadujemy się, skąd pochodziły metody przesłuchań stosowanych przez CIA. Otóż doskonalono je latami na... amerykańskich żołnierzach. „Zebrano dzięki temu dużą ilość informacji o ich efektach, co pozwoliło zapobiec silnemu bólowi i długotrwałemu wpływowi na psychikę przesłuchiwanych" – podaje ministerstwo. Ciekawe tylko, co na to wzmiankowani żołnierze. Ilu z nich przywaliło głową w twardą ścianę, zanim „naukowcy" wpadli na wynalezienie miękkiej?
Dlaczego Zachód karmiony jest podobną, w dodatku źle skrojoną, propagandą? Czy nie korzystniej byłoby powiedzieć prawdę?