Na kijowskim Olimpie polityczne sojusze zmieniają się jak w kalejdoskopie. Do niedawna Wiktor Bałoha, którego właśnie pozbył się prezydent Juszczenko, uważany był za najwierniejszego obrońcę głowy państwa.
„Naród ukraiński na fali niespotykanego dotąd społecznego zrywu zawierzył Panu losy swojego państwa. Miliony Ukraińców, w każdej linijce Pańskiego inaugurującego wystąpienia, widziały nadzieję na to, że wraz z nowym prezydentem pojawi się i Nowa Ukraina (…) Nie spełnił Pan tych nadziei(…) Jestem przekonany, że nie ma Pan moralnego prawa, aby powtórnie ubiegać się o urząd prezydenta".
Autorem tych słów nie jest bynajmniej rozczarowany pomarańczowy wojownik o wolność i demokrację, a Wiktor Bałoha, jeszcze kilka dni temu szef Sekretariatu Prezydenta Ukrainy. Bałoha, zwany „bulterierem" głowy państwa i szarą eminencją Ukrainy, popadł w niełaskę i stracił stanowisko. Jego wizja zbudowania nowego wizerunku Juszczenki na agresywnych politycznych decyzjach, takich jak rozwiązanie Rady Najwyższej, przedterminowe wybory parlamentarne i kroki ku wzmocnieniu władzy prezydenckiej, nie znalazła akceptacji pryncypała, który postanowił pozbyć się ciążącego balastu.
Nic dziwnego. Wiktor Juszczenko może tylko skorzystać na wyrzuceniu Bałohy za burtę. To w końcu za jego urzędowania ranking prezydenta osiągnął granicę błędu statystycznego. Teraz Bałoha, jako klasyczny kozioł ofiarny, odpowie za wszystkie błędy głowy państwa, ponieważ nie od dziś wiadomo, że „car jest dobry, ma tylko złych doradców".
Mimo to, marne są szanse, aby pomarańczowy prezydent doczekał się reelekcji. Ukraińcy są zmęczeni jego bezbarwną prezydenturą i niekończącymi się kłótniami z premier Julią Tymoszenko, które już dawno przestały być merytoryczne. Pozbycie się kłopotliwego Bałohy nie wystarczy, aby prezydencka kampania Juszxczenki nabrała rumieńców, tym bardziej, że sam Juszczenko wydaje się być bardzo zmęczony ostatnimi pięcioma latami.
Bałoha zarzucił też Juszczence „kumoterstwo". Do dziś niejasna jest rola, jaką odgrywał brat prezydenta, Piotr Juszczenko w firmie RosUkrEnergo, niedawnym pośredniku w handlu gazem z Rosją i kością niezgody w zimowym konflikcie między Kijowem a Moskwą. Szanse, że były sojusznik Juszczenki ujawni interesujące informacje, są jednak tak niskie, jak wygrana Wiktora Juszczenki w styczniowych wyborach.
Autorem tych słów nie jest bynajmniej rozczarowany pomarańczowy wojownik o wolność i demokrację, a Wiktor Bałoha, jeszcze kilka dni temu szef Sekretariatu Prezydenta Ukrainy. Bałoha, zwany „bulterierem" głowy państwa i szarą eminencją Ukrainy, popadł w niełaskę i stracił stanowisko. Jego wizja zbudowania nowego wizerunku Juszczenki na agresywnych politycznych decyzjach, takich jak rozwiązanie Rady Najwyższej, przedterminowe wybory parlamentarne i kroki ku wzmocnieniu władzy prezydenckiej, nie znalazła akceptacji pryncypała, który postanowił pozbyć się ciążącego balastu.
Nic dziwnego. Wiktor Juszczenko może tylko skorzystać na wyrzuceniu Bałohy za burtę. To w końcu za jego urzędowania ranking prezydenta osiągnął granicę błędu statystycznego. Teraz Bałoha, jako klasyczny kozioł ofiarny, odpowie za wszystkie błędy głowy państwa, ponieważ nie od dziś wiadomo, że „car jest dobry, ma tylko złych doradców".
Mimo to, marne są szanse, aby pomarańczowy prezydent doczekał się reelekcji. Ukraińcy są zmęczeni jego bezbarwną prezydenturą i niekończącymi się kłótniami z premier Julią Tymoszenko, które już dawno przestały być merytoryczne. Pozbycie się kłopotliwego Bałohy nie wystarczy, aby prezydencka kampania Juszxczenki nabrała rumieńców, tym bardziej, że sam Juszczenko wydaje się być bardzo zmęczony ostatnimi pięcioma latami.
Bałoha zarzucił też Juszczence „kumoterstwo". Do dziś niejasna jest rola, jaką odgrywał brat prezydenta, Piotr Juszczenko w firmie RosUkrEnergo, niedawnym pośredniku w handlu gazem z Rosją i kością niezgody w zimowym konflikcie między Kijowem a Moskwą. Szanse, że były sojusznik Juszczenki ujawni interesujące informacje, są jednak tak niskie, jak wygrana Wiktora Juszczenki w styczniowych wyborach.