To pierwsze głosowanie od rosyjsko-gruzińskiej wojny w sierpniu roku 2008 o kontrolę nad tym regionem. Lokalna opozycja nazwała wybory "niezgodnymi z prawem", a Gruzja - "farsą" i "błazenadą".
Wg wstępnych danych, jakie podała Centralna Komisja Wyborcza, frekwencja wyniosła ok. 80 proc. W spisach wyborców było zarejestrowanych 52.436 osób. Wybory odbywały się także w dodatkowych punktach w należącej do Rosji Osetii Północnej i w Moskwie.
Do parlamentu wybranych zostało 34 deputowanych z czterech partii: Komunistycznej, Ludowej, partii Ojczyzna i partii Jedność.
Według obserwatorów południowoosetyjski przywódca Eduard Kokojty chce zapewnić sobie większość w parlamencie, by zmienić konstytucję i móc ubiegać się o trzecią kadencję w roku 2011. Kokojty, 44-letni były zapaśnik w stylu wolnym, wygrał wybory prezydenckie w roku 2001 i ponownie w roku 2006.
Zapytany przez AFP Eduard Kokojty nie wykluczył zdecydowanie takiej ewentualności, lecz powiedział, że na razie o tym nie myśli, bo pozostało mu (do końca kadencji) dwa i pół roku i wiele rzeczy do zrobienia.
"Po tym, co stało się w sierpniu, potrzebujemy trzech-czterech lat, by wszystko odbudować" - dodał.
Lokalna opozycja, która jest również prorosyjska, zarzuca prezydentowi defraudowanie pieniędzy przysyłanych przez Moskwę.
Jeden z jej przedstawicieli Alan Gasiew uważa, że wybory są "całkowicie niezgodne z prawem" i że nic nie zależy od obywateli. "To nie jest demokracja" - powiedział inny.
Gruziński minister ds. reintegracji Temur Iakobaszwili powiedział agencji AFP, że wybory w Osetii Południowej to "farsa" i "błazenada".
"Jak można organizować wybory na terytorium, gdzie ostatnio miały miejsce czystki etniczne?" - mówił.
CKW podała, że ponad 80 obserwatorów przybyło z zagranicy, by monitorować wybory. OBWE nie przysłała swoich do Osetii Południowej, którą w dziewięć miesięcy po wojnie rosyjsko- gruzińskiej uznaje tylko Rosja i Nikaragua.
ND, PAP