Sprawa stała się głośna w połowie minionego tygodnia, kiedy matka, zgodnie z wyrokiem sądu z 13 marca br., uzyskała prawo do opieki nad 10-letnią Nikoletą i 7-letnim Pawłem. Według sądu, dzieci, które mieszkały w domu ojca, zostały przez niego porwane i powinny wrócić do matki.
Przy próbie przekazania dwojga dzieci matce chłopiec uciekł, obecnie jest poszukiwany listem gończym. Kobieta odzyskała natomiast córkę, z którą wróciła do kraju.
W wystąpieniu w głównym wydaniu wiadomości telewizji publicznej w sobotę wieczorem minister Taczewa powiedziała, że przeciwko ludziom, którzy przeszkodzili w przekazaniu dzieci matce, może być wszczęte dochodzenie.
Taczewa przedstawiła chronologię dramatu rodzinnego polsko-bułgarskiego małżeństwa i oceniła, że dzieci nie przekazano w sposób profesjonalny z powodu prowokacji ze strony ojca, Todora Wasilewa. On sam był poprzednio zaproszony na rozmowę w ministerstwie, lecz nie przyszedł - dodała.
Minister powiedziała, że mężczyzna popełnił przestępstwo, naruszając Konwencję Haską o ochronie dzieci. "Zrobimy wszystko, żeby wyegzekwować decyzję sądu w sprawie dzieci" - zapewniła.
Według niej, sprawa nie jest zakończona i ojciec może dochodzić swoich praw na drodze sądowej, udowadniając, że dobrze troszczył się o dzieci. Na razie jednak powinny one znajdować się z matką - podkreśliła Taczewa.
Powiedziała też, że prokuratura bada działania wszystkich uczestników zajścia, do którego doszło w domu ojca w Asenowgradzie niedaleko Płowdiwu.
Według bułgarskiej telewizji, 7-letni Paweł, który uciekł podczas próby przekazania dzieci matce, znajduje się w domu krewnych ojca.
Tymczasem w Asenowgradzie zbierane są podpisy pod petycją w obronie prawa ojca do opieki nad dziećmi, a na niedzielę po południu przez ambasadą polską w Sofii zapowiedziana jest kolejna demonstracja. Pierwsza, z udziałem kilkudziesięciu osób, odbyła się w piątek.
ND, PAP