Związkowcy z Aslef, zrzeszającego ok. 40 proc. ogółu motorniczych, nie przyłączyli się do strajku, przekroczyli pikiety i obsługiwali niektóre linie na skróconych trasach. W środę w południe na trasy wyjechało ok. 140 pociągów na ogólną liczbę 420.
Działacze Aslef sądzą, iż lider RMT Bob Crow zbyt pochopnie zdecydował się na ogłoszenie strajku, ponieważ spór mógł zostać uregulowany w drodze negocjacji z pracodawcą pod auspicjami niezależnej komórki arbitrażowej.
Tymczasem Crow twierdzi, że ogłosił strajk, ponieważ przedstawiciel pracodawcy (London Underground) Richard Parry w ostatniej chwili wycofał się z wynegocjowanych ustaleń, gotowych do podpisu. Crow sądzi, iż rysujące się porozumienie zawetował burmistrz Boris Johnson lub dyrektor londyńskiego transportu (Transport for London - TfL) Peter Hendy po telefonicznej rozmowie z Parrym.
Przedstawiciele Aslef wyłamali się ze wspólnych z RMF rokowań płacowych i prowadzą je osobno.
Łamistrajki z Aslef, ograniczając zasięg akcji, osłabiają siłę przetargową RMT. Ich postawę pochwalił Johnson. Jego poprzednik Ken Livingstone uznał, że burmistrz nie jest bez winy, ponieważ powinien był się spotkać z delegacją RMT.
Związkowcy z RMT domagają się podwyżek płac, gwarancji, że pracodawca nie zarządzi grupowych zwolnień, oraz przywrócenia dwóch kolegów usuniętych dyscyplinarnie z pracy.
TfL, podporządkowane burmistrzowi, ocenia, iż tysiąc pracowników londyńskiego metra trzeba będzie zwolnić w następstwie przejęcia 7 tys. pracowników upadłej firmy Metronet, zajmującej się dozorem technicznym.
RMT sądzi, że liczba zwolnionych może sięgnąć nawet 3 tys., i domaga się gwarancji, iż nie będzie to więcej niż tysiąc. Spór komplikuje to, że niektórzy pracownicy Metronetu pracowali w przeszłości dla London Underground i zostali przeniesieni z zachowaniem ciągłości zatrudnienia i innych praw.
Podczas strajku w metrze mieszkańcy Londynu korzystali ze 100 dodatkowych autobusów, wahadłowego połączenia na Tamizie między mostami London Bridge i Tower Bridge, a także ze zbiorowych taksówek, które parkowały przed London Bridge. Magnetyczne karty na metro były honorowane w sieciach kolei naziemnej.
Ok. 150 tys. pasażerów, na ok. 1,5 mln dziennie dojeżdżających do pracy do centralnego Londynu, zostało w środę w domu. Strajk najbardziej uderzył w duże domy towarowe w dzielnicach handlowych, które odnotowały spadek liczby klientów o ok. 100 tys. i szacują dzienną stratę na ok. 25 mln funtów.
ND, PAP