Im bliżej rozstrzygnięcia kwestii obsadzenia szefa Parlamentu Europejskiego, tym bardziej interesujące są gry zakulisowe. Niewykluczone bowiem, że Włosi grają o wiele więcej niż my i tak czy owak wyjdą z tej potyczki z tarczą.
Pierwszy dzień szczytu unijnego nie przyniósł rozstrzygnięcia w tej sprawie. Włosi ustami premiera Silvio Berlusconiego wychwalali wszelkie możliwe cnoty ich kandydata, Mario Mauro. I obstając jednocześnie za nim murem, zaczynali przedstawiać swoje warunki. Jak mówił jeden z naszych czołowych polityków, w zamian za fotel szefa PE zaproponowali Polakom wszelkie możliwe funkcje w Parlamencie, które normalnie przypadłyby Włochom (szefostwa komisji, wiceszefa frakcji itp).
Ale to nie koniec targów, bo z kolei władzom chadeckim zaproponowali swoją cenę za odstąpienie od lansowania kandydatury Mauro - tekę przyszłego szefa unijnej dyplomacji. Dla obecnego ministra spraw zagranicznych, Franco Frattiniego. Jeśli faktycznie myślą poważnie o tej zamianie, to można się zastanawiać, czy starania o Mauro nie były tylko zasłoną dymną dla prawdziwych oczekiwań Rzymu. Bo funkcja szefa parlamentu w porównaniu z szefem dyplomacji to tak, jakby Miss Szkolnej Stołówki i Miss World, nie przymierzając. Szkoda, że Polacy - jak twierdzi premier - nie mają żadnych własnych alternatywnych żądań. Trochę przypomina mi się hasło "Nicea albo śmierć", teraz przerobione na "Buzek albo śmierć!". To nie wstyd handlować się i targować, w polityce niestety wszystkie chwyty są dozwolone i fair play nie zawsze popłaca.
Ale to nie koniec targów, bo z kolei władzom chadeckim zaproponowali swoją cenę za odstąpienie od lansowania kandydatury Mauro - tekę przyszłego szefa unijnej dyplomacji. Dla obecnego ministra spraw zagranicznych, Franco Frattiniego. Jeśli faktycznie myślą poważnie o tej zamianie, to można się zastanawiać, czy starania o Mauro nie były tylko zasłoną dymną dla prawdziwych oczekiwań Rzymu. Bo funkcja szefa parlamentu w porównaniu z szefem dyplomacji to tak, jakby Miss Szkolnej Stołówki i Miss World, nie przymierzając. Szkoda, że Polacy - jak twierdzi premier - nie mają żadnych własnych alternatywnych żądań. Trochę przypomina mi się hasło "Nicea albo śmierć", teraz przerobione na "Buzek albo śmierć!". To nie wstyd handlować się i targować, w polityce niestety wszystkie chwyty są dozwolone i fair play nie zawsze popłaca.