Zapewnił jednak, że niemieckie siły będą zdecydowanie odpowiadać na ataki rebeliantów. "Będziemy walczyć z tymi, którzy nas zaatakują" - powiedział Jung w porannym programie telewizji ARD.
"Gdybyśmy mówili tylko o wojnie, oznaczałoby to koncentrowanie się na działaniach militarnych. I dokładnie to byłoby błędem" - ocenił. "To nie jest wojna. Talibowie chcą, byśmy tak nazywali naszą misję" - dodał Jung w rozmowie z telewizją N24.
Minister podkreślił, że by zyskać zaufanie afgańskiego społeczeństwa konieczne jest połączenie działań związanych z zapewnieniem bezpieczeństwa z cywilną odbudową kraju.
Jung przyznał jednak, że na względnie spokojniejszej północy Afganistanu, szczególnie w promieniu 25 km od miasta Kunduz, sytuacja stała się znacznie bardziej niebezpieczna.
We wtorek w rejonie Kunduzu zginęło trzech niemieckich żołnierzy. Operujący wspólnie z siłami afgańskimi patrol Bundeswehry został uwikłany w wymianę ognia w odległości około sześciu kilometrów od miejsca stacjonowania niemieckiego Prowincjonalnego Zespołu Odbudowy (PRT).
Kołowy transporter opancerzony, którym jechali trzej żołnierze, wpadł do rowu z wodą w trakcie manewru unikowego i wywrócił się do góry kołami. Dwaj żołnierze ponieśli śmierć na miejscu, a trzeci zmarł po nieskutecznych próbach reanimowania go.
Według niemieckiego ministra obrony dowództwo dysponuje rezerwami, aby w razie potrzeby wzmocnić kontyngent Bundeswehry. W regionie Kunduzu stacjonuje obecnie 1100 niemieckich żołnierzy; w całym Afganistanie - 3720.
O tym, że siły te prowadzą wojnę przekonany jest parlamentarny pełnomocnik ds. sił zbrojnych Reinhold Robbe. W kilku wywiadach zarzucił on rządowi RFN, że stara się ukryć przed społeczeństwem ten fakt.
"Należy uświadomić obywatelom konieczność tej misji oraz potyczek, w których biorą udział żołnierze" - ocenił w rozmowie z dziennikiem "Bild". Jego zdaniem, Kościoły, związki zawodowe, przedstawiciele gospodarki powinni zabrać głos w tej sprawie i pomóc budować poparcie społeczne dla niemieckiej armii.
"Sami żołnierze mają poczucie, że prowadzą wojnę" - przekonywał z kolei w radiu RBB przewodniczący Związku Bundeswehry Urlich Kirsch.
Jak informuje w środę dziennik "Sueddeutsche Zeitung" od miesięcy zaostrzają się ataki talibów na siły niemieckie; niemal codziennie rakiety spadają na bazę Prowincjonalnego Zespołu Odbudowy (PRT) w Kunduzie oraz dochodzi do ostrzałów patroli.
"Od kilku tygodni ataki te mają nową jakość. Dotychczas rebelianci stosowali metodę +hit and run+ (uderzenie i ucieczka), lecz obecnie wdają się w regularne potyczki" - zauważa gazeta.
Ale - jak pisze - także Bundeswehra zmieniła taktykę i podejmuje walkę z napastnikami. Możliwie najszybciej na pomoc zaatakowanym patrolom wysyłane są dodatkowe siły. Coraz częściej prosi także o wsparcie amerykańskich samolotów bojowych.
Niespokojna sytuacja na północy Afganistanu skłoniła polityków w Berlinie do rozważań, czy kontyngentu Bundeswehry nie należałoby wyposażyć w ciężkie uzbrojenie - nawet w czołgi i artylerię.
pap, keb