Pomysł władz, aby cenzurować Internet jako źródło niekontrolowanej przez nie informacji to nic nowego. Tak było już w czasach radia. To gest rozpaczy władzy, która obawia się, że zarówno ona, jak i jej podwładni usłyszą niepochlebną dla niej prawdę. A jak głosi znane przysłowie, prawda w oczy kole.
Kazachstan to kraj zachowujący pozory demokracji. Jednak władza prezydent wybieranego, owszem, w wyborach powszechnych, ale praktycznie nieusuwalnego jest tak silna i trwała, że z demokracją ma niewiele wspólnego. Prezydent twardą ręką trzyma stery władzy, zapewniając sobie i niewielkiej elicie dostatnie życie kosztem reszty społeczeństwa. 18 lat niepodległości uczyniło z tego kraju państwo korupcji, mafii, przestępczości i chaosu, wygodnego dla sprawujących władzę.
Nic dziwnego, że powstał tu pomysł, by cenzurować Internet, medium, niełatwo poddające się kontroli, a przez to niebezpiecznym dla złych władców i polityków. Kazachski satrapa ma się czego obawiać. Mając państwową telewizję, radio i kontrolę nad prasą, mógłby próbować wmówić obywatelom niemal wszystko, a przynajmniej robić to przez długie lata. Gdy obywatele mają dostęp do Internetu, mogą szybko zweryfikować prawdomówność władzy i podważyć jej autorytet. Łatwo mogą się też dowiedzieć, jakie przysługują im prawa i jakich się im odmawia.
Internet to miejsce mówienia prawdy. Próba cenzurowania internetu to dowód na to, jak bardzo władza się jej obawia. Tyle, że każdy dyktator popełnia ten sam błąd, pychy i jednocześnie naiwności, sądząc, że jest w stanie zablokować przepływ informacji. Na szczęście to się jeszcze w dłuższej perspektywie nikomu nie udało.
Nic dziwnego, że powstał tu pomysł, by cenzurować Internet, medium, niełatwo poddające się kontroli, a przez to niebezpiecznym dla złych władców i polityków. Kazachski satrapa ma się czego obawiać. Mając państwową telewizję, radio i kontrolę nad prasą, mógłby próbować wmówić obywatelom niemal wszystko, a przynajmniej robić to przez długie lata. Gdy obywatele mają dostęp do Internetu, mogą szybko zweryfikować prawdomówność władzy i podważyć jej autorytet. Łatwo mogą się też dowiedzieć, jakie przysługują im prawa i jakich się im odmawia.
Internet to miejsce mówienia prawdy. Próba cenzurowania internetu to dowód na to, jak bardzo władza się jej obawia. Tyle, że każdy dyktator popełnia ten sam błąd, pychy i jednocześnie naiwności, sądząc, że jest w stanie zablokować przepływ informacji. Na szczęście to się jeszcze w dłuższej perspektywie nikomu nie udało.