Niektóre dzienniki przestrzegają przed ustępstwami wobec Moskwy, m.in. kosztem takich sojuszników jak Polska, albo krytykują podpisane przez Obamę porozumienie o redukcji nuklearnej broni strategicznej.
"Obama otworzył nowy rozdział w stosunkach rosyjsko-amerykańskich, dokonując postępu na kilku frontach" - pisze środowy "New York Times".
"Prezydent osiągnął tyle, ile mógł, zważywszy na to, jak krótko sprawuje swój urząd, i na głęboką nieufność między obu krajami" - powiedział nowojorskiemu dziennikowi ekspert waszyngtońskiego Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS) Andrew Kuchins.
"Washington Post" cytuje dyrektora rosyjskiego Instytutu USA i Kanady, Siergieja Rogowa, który powiedział, że amerykański prezydent zrobił wiele, by osłabić nieufność Rosji wobec Ameryki.
Z kolei "Wall Street Journal" przytacza pochwały opozycyjnego przywódcy i słynnego szachisty Garriego Kasparowa, którego zdaniem Obama znalazł właściwą równowagę między wyrazami gotowości do pojednania a potwierdzeniem niezgody USA na naruszanie praw człowieka w Rosji.
"NYT" zauważa jednocześnie, że Biały Dom mocno przesadza w wychwalaniu osiągnięć szczytu.
"O ile Obama i Miedwiediew ogłosili pojednanie, uczynili to godząc się na to, że nadal nie zgadzają się w ważnych kwestiach, i selektywnie interpretując te same słowa w zupełnie różny sposób. Złożyli też obietnice współpracy, które mogą się ostatecznie okazać niełatwe do wprowadzenia w życie" - pisze gazeta.
Tytułem przykładu "NYT" podał, że jako sukces Barack Obama i Dmitrij Miedwiediew przedstawili umowę o utworzeniu wspólnego centrum wczesnego ostrzegania przed atakiem rakietowym, w którym obie strony dzieliłyby się danymi na ten temat.
Problem polega na tym, że taką samą umowę zawarł już prezydent Bill Clinton z prezydentem Borysem Jelcynem w 1998 r. i prezydentem Władimirem Putinem w 2000 r., a następnie prezydent George Bush z Putinem w 2007 r. - ale centrum do dziś nie powstało.
Środowy "Washington Post" zwraca uwagę, że premier Putin i prezydent Miedwiediew nadal "trzymają się złudzenia, że będzie można jakoś odzyskać imperialną potęgę Moskwy, domagają się, żeby amerykańscy prezydenci traktowali ich jak równych, i chcą de facto zagwarantowania swej dominacji w byłych sowieckich republikach, które są dziś niepodległymi państwami".
"Cele te są albo nieuzasadnione, albo wręcz nie do przyjęcia, jak w wypadku trwających wciąż prób podważenia demokratycznych rządów na Ukrainie i w Gruzji" - pisze dziennik w artykule redakcyjnym.
Uważa on rosyjską wizytę Obamy za "podjętą w dobrej wierze próbę pragmatycznego radzenia sobie z tymi realiami", czego przykładem jest skupienie się na kontroli zbrojeń, "co daje reżimowi Putina i Miedwiediewa forum przypominające epokę dwóch supermocarstw", a więc zaspokajające ich wielkoruską dumę.
Dziennik przestrzega jednak, by prezydent USA nie uległ pokusie zbyt daleko idących gestów wobec Kremla.
"Obama powinien unikać ustępstw, które posłużyłyby umocnieniu złudzeń Rosji, które sam skrytykował. Najbardziej niebezpieczne byłyby koncesje w zakresie obrony antyrakietowej, gdzie celem Rosji jest niedopuszczenie do budowy jej baz w Polsce i Czechach" - pisze "Washington Post".
"Obama przewiduje, że - jak powiedział - +stanowiska Rosji i USA będzie tu można pogodzić+. Mamy taką nadzieję, gdyż również jesteśmy sceptyczni co do europejskiej obrony rakietowej. Jakikolwiek jednak układ w tej sprawie musi zapewnić, że stosunki USA z ich NATO-wskimi sojusznikami w Europie Środkowej pozostaną nietknięte, oraz nie dać Miedwiediewowi powodów, by uwierzył w swoją własną retorykę" - czytamy w konkluzji artykułu.
ND, PAP