Do wybuchów w położonych tuż obok siebie hotelach JW Marriott i Ritz-Carlton w dzielnicy Kuningan doszło w odstępie kilku minut przed godziną 8.00 rano (godz. 2.00 w nocy czasu polskiego). Policja znalazła już po eksplozjach trzeci ładunek wybuchowy, który jednak nie eksplodował. Frontony obu hoteli - należących do najdroższych w Dżakarcie - zostały całkowicie zniszczone. Rejon wybuchu został izolowany przez policję. Na miejscu pracują ekipy ratownicze.
Wśród zabitych i rannych jest prawdopodobnie 14 cudzoziemców. Jak do tej pory nie wiadomo, z jakich krajów pochodzą. Minister bezpieczeństwa Indonezji zasugerował, iż wśród zabitych jest tylko jeden cudzoziemiec - Nowozelandczyk.
Do ataków nie przyznała się dotychczas żadna organizacja.
Wybuchy w hotelach to akty terroru
Wybuchy, jakie miały miejsce w dwóch luksusowych hotelach w Dżakarcie to "akty terroru" - zakomunikował rzecznik prezydenta Indonezji Dino Patti Djalal.
"Jest oczywiste, że nie chodzi tu o wybuch instalacji gazowej lecz podłożonych przez terrorystów bomb" - oświadczył w wywiadzie, nadanym przez lokalną telewizję Metro TV.
Natomiast cytowany przez agencję Reutera przewodniczący parlamentarnej komisji ds. bezpieczeństwa Theo Sambuaga oświadczył, że w atakach uczestniczył co najmniej jeden zamachowiec-samobójca. Terrorysta jest wśród śmiertelnych ofiar wybuchu - powiedział Sambuaga, nie podając jednak szczegółów.
W dwóch wybuchach, według policji zginęło dziewięć osób a około 50 zostało rannych. Djalal podał liczbę 42 rannych.
Wśród ofiar nie ma Polaków
Brak dotąd informacji, by wśród ofiar zamachów byli obywatele polscy, choć ambasada RP w Dżakarcie wciąż ustala, czy są oni wśród poszkodowanych.
Jak powiedziała zastępca szefa polskiej misji Małgorzata Tańska, gośćmi hotelu Mariott było dwóch Polaków, którzy są "cali i zdrowi". Wstępne informacje mówią, że nie było Polaków wśród gości drugiego z zaatakowanych hoteli - Ritz-Carlton, jednak ambasada jeszcze je potwierdza.
"Wiemy o dwóch obywatelach Polski, którzy byli w jednym z hoteli, obaj są cali i zdrowi, nic się im nie stało. Ustalamy, czy jeszcze ktoś z Polaków był na miejscu - albo w jednym albo drugim hotelu" - powiedziała Tańska.
Wyjaśniła, że chodzi o sytuację, w której ktoś z Polaków mógł np. wejść do hotelu na spotkanie. Polska placówka sprawdza informacje na temat Polaków w szpitalu i na policji.
Terroryści staną przed sądem
Prezydent Indonezji Susilo Bambang Yudhoyono zapowiedział, iż winni zamachów, "zarówno wykonawcy jak i ci, którzy planowali ataki, zostaną aresztowani i osądzeni zgodnie z prawem". Prezydent wypowiadał się w telewizyjnym orędziu w kilka godzin po zamachach.
"Ataku dokonała grupa terrorystyczna, jakkolwiek jest jeszcze zbyt wcześnie by stwierdzić, czy to ta sama siatka przestępcza, która odpowiadała za wcześniejsze akty terroru" - powiedział Yudhoyono.
Tym samym zasugerował, iż zamach mógł być zorganizowany przez ugrupowanie, odpowiadające za akty terroru w Indonezji w latach 2000-2005 - organizacja ekstremistów islamskich Dżimah Islamija (Wspólnota islamska), która dąży do utworzenia wyznaniowego państwa islamskiego w Azji Południowo-Wschodniej.
Wcześniej rzecznik prezydenta Dino Patti określił ataki mianem "aktów terroru". Według przewodniczącego parlamentarnej komisji ds. bezpieczeństwa Theo Sambuagi, w atakach uczestniczył co najmniej jeden zamachowiec-samobójca. Terrorysta jest wśród śmiertelnych ofiar wybuchu - powiedział Sambuaga, nie podając jednak szczegółów.
Informację tę potwierdził później szef indonezyjskiej policji Wahyono. Jak zakomunikował, zamachowiec - lub zamachowcy - prawdopodobnie przebywali w hotelach w charakterze gości. Zamachów dokonali w salach restauracyjnych obu hoteli w momencie, gdy zaczęto podawać śniadanie. W jednym z pokoi hotelu Marriott znaleziono materiały wybuchowe i kolejną bombę, która jednak nie eksplodowała. Obecnie policja usiłuje zidentyfikować osobę, która wynajęła pokój.
Dżimah Islamija przyznała się do ataku na ten sam hotel Marriott w 2003 roku, a także do zamachu bombowego dokonanego w 2002 roku na wyspie Bali, masowo odwiedzanej przez zachodnich turystów. Zamach spowodował śmierć 202 osób, w większości cudzoziemców. Zginęła tu m.in. polska dziennikarka Beata Pawlak.
Świat potępia ataki
Piątkowe zamachy w Dżakarcie potępiła sekretarz stanu USA Hillary Clinton, określając je mianem "bezsensownych aktów terroru" oraz oferując władzom Indonezji wszelką pomoc. "Ataki dowodzą brutalności ekstremistów oraz tego, że zagrożenie terroryzmem nadal pozostaje aktualne" - powiedziała w Pradze, gdzie zatrzymała się na krótko w drodze do Indii.
Także Unia Europejska potępiła zamachy, wyrażając solidarność z rządem i narodem Indonezji. W oświadczeniu przewodniczącej UE w tym półroczu Szwecji określono ataki mianem "brutalnych aktów".ND, em, PAP