Susilo Bambang Yudhoyono, wybrany na drugą kadencję prezydent Indonezji udowodnił, że chcieć to móc. Gdy przed pięcioma laty ten były generał obejmował władzę jako pierwszy prezydent Indonezji wybrany w bezpośrednich wyborach, niewielu wróżyło mu sukces.
Nikt nie spodziewał się po Yudhoyono spektakularnych osiągnięć zwłaszcza, że pierwsze lata jego urzędowania do łatwych z pewnością nie należały. Pod koniec 2004 r. kraj nawiedziło katastrofalne tsunami, które zabiło ponad 100 tys. ludzi w prowincji Aceh. Wkrótce potem przyszła kolej na epidemię polio i ptasiej grypy oraz kolejne zamachy bombowe na wyspie Bali. Skala problemów nie przytłoczyła jednak prezydenta. Dzięki sprawnie prowadzonym negocjacjom udało mu się zakończyć długoletni konflikt z separatystami z prowincji. Nie gorzej radził sobie również z gospodarką. Wprowadzony przez Yudhoyono rozsądny program podwyżek płac w sferze budżetowej spacyfikował nastroje niechętnej przywódcy rzeszy urzędników. Dzięki sprawnemu kontrolowaniu przepływu pomocy humanitarnej dla najbiedniejszych mieszkańców kraju udało mu się zahamować gigantyczne marnotrawstwo i utrzymać dyscyplinę finansów publicznych. Powołana przez prezydenta Niezależna Komisja do spraw Zwalczania Korupcji, za sprawą której na ławie oskarżonych znalazło się kilkunastu wpływowych urzędników (w tym krewny prezydenta) ukróciła powszechne w kraju łapownictwo. Po raz pierwszy od dwudziestu lat zagwarantował również Indonezji samowystarczalność w zakresie produkcji ryżu. Konsekwentnie wprowadzane reformy gospodarcze spowodowały, że Indonezja oparła się turbulencjom wywołanym globalnym kryzy-sem utrzymując wzrost na poziomie około 6 proc. PKB.
Trudno się więc dziwić, że społeczne poparcie przełożyło się na spektakularne zwycięstwo i reelekcję indonezyjskiego przywódcy. Recepta na polityczny sukces jest bowiem bardzo prosta. Zamiast obiecywać gruszki na wierzbie trzeba po prostu zabrać się do roboty.
Trudno się więc dziwić, że społeczne poparcie przełożyło się na spektakularne zwycięstwo i reelekcję indonezyjskiego przywódcy. Recepta na polityczny sukces jest bowiem bardzo prosta. Zamiast obiecywać gruszki na wierzbie trzeba po prostu zabrać się do roboty.