Anders Fogh Rasmussen, nowy sekretarz generalny NATO to właściwy człowiek na właściwym miejscu. Jego talenty polityczne i umiejętność strategicznego myślenia pozwalają z optymizmem patrzeć na przyszłość Sojuszu Północnoatlantyckiego.
NATO potrzebuje w tej chwili wyrazistego lidera, który będzie w stanie stworzyć dobrą atmosferę współpracy pomiędzy USA a europejskimi członkami organizacji. A Rasmussen jako premier Danii niejednokrotnie udowodnił bowiem, że jest politykiem niezwykle skutecznym. Nie bez kozery brytyjski tygodnik „The Economist" nazwał go sprawnym strategiem i mistrzem niemożliwych do osiągnięcia kompromisów. Rasmussen udowodnił, że potrafi łączyć ogień z wodą. Przekonany o konieczności zwiększenia aktywności Kopenhagi na unijnym forum w czasie duńskiej prezydencji we wspólnocie w drugiej połowie 2002 r. doprowadził do szczęśliwego finału negocjacji akcesyjnych z kandydatami z Europy Środkowo-Wschodniej. Angażując się na unijnej arenie, dbał jednocześnie o to, by się nie narazić duńskiemu społeczeństwu, tradycyjnie sceptycznie nastawionemu do Brukseli. Szef rządu zaciekle bronił regulacji m.in. wyłączających Danię z udziału w siłach zbrojnych pod sztandarem unii. Jednocześnie postawił na wzmocnienie więzi transatlantyckich i ścisły sojusz z USA, przypieczętowany wizytami na prywatnym ranczu prezydenta Busha w Crawford. Od początku popierał amerykańską interwencję w Iraku, wysyłając nad Eufrat kontyngent duńskich żołnierzy.
Nikogo chyba nie trzeba przekonywać, że nowy sekretarz generalny NATO doskonale rozumie specyfikę relacji euroatlantyckich. Pozostaje mu więc tylko kibicować, wierząc, że skuteczną politykę na gruncie krajowym będzie w stanie kontynuować na forum międzynarodowym.
Nikogo chyba nie trzeba przekonywać, że nowy sekretarz generalny NATO doskonale rozumie specyfikę relacji euroatlantyckich. Pozostaje mu więc tylko kibicować, wierząc, że skuteczną politykę na gruncie krajowym będzie w stanie kontynuować na forum międzynarodowym.