Jak powiedział dziennikarzom AFP Calfiu, Indianie muszą się uciec do siłowej konfrontacji z rządem, by zyskać posłuch dla swych żądań o położenie kresu nędzy, w jakiej żyją ich wspólnoty.
Mapuche stanowią siedem proc. 17-milionowej populacji Chile. Mieszkają na południu kraju, w głębokiej nędzy i twierdzą, że rządowe inicjatywy, które mają im pomóc wykupić ziemię oraz firmy zajmujące się wyrębem lasu, to za mało, by mogli się podźwignąć ze skrajnej biedy.
Środowa akcja policji mająca na celu wysiedlenie Indian z terenów zajętych przez rząd skończyła się strzelaniną, w której zginął jeden z protestujących; w mieście Collipulli, 600 km od stolicy kraju, Limy, ośmiu Indian i trzech policjantów zostało rannych.
Do podobnych zamieszek doszło w Peru, gdzie amazońscy Indianie protestowali przeciwko decyzji rządu zezwalającej prywatnym firmom na operowanie na ziemiach należących do tamtejszych Indian.
Prezydent Chile Michelle Bachelet zaapelowała do Mapuche o wybranie dialogu zamiast przemocy.
"Chcemy odzyskać nasze terytorium, ale rząd nas nie słucha. Dlatego się zjednoczyliśmy" - powiedział gazecie "El Mercurio" Juan Catrillanca, szef wspólnoty Teucuicui.
Mapuche opierali się hiszpańskiej konkwiście przez 300 lat, aż rząd Chile zepchnął ich na południe kraju.pap, em