Według Miedwiediewa, "temu aktowi terroru można było zapobiec". - Samochód wykorzystany w zamachu figurował w wykazie pojazdów poszukiwanych. Były też stosowne informacje. Sytuacja taka jest niedopuszczalna - oznajmił gospodarz Kremla.
Wybuch nastąpił około godz. 9 czasu moskiewskiego (7 czasu polskiego) na terenie urzędu spraw wewnętrznych. Budynek stanął w ogniu. Spłonęło też ponad 20 zaparkowanych przed nim samochodów.
Eksplozję spowodował terrorysta-samobójca, który staranował bramę i wjechał na podwórko urzędu, gdzie zdetonował samochód dostawczy Gazela wypełniony materiałami wybuchowymi.
Siłę wybuchu szacuje się na ponad 500 kilogramów trotylu. Na miejscu eksplozji powstał lej o średnicy 4 metrów i głębokości 1,5-2 metrów. W momencie wybuchu na podwórku trała odprawa milicjantów.
Uszkodzony został też pobliski budynek mieszkalny. Wśród jego mieszkańców są ranni, w tym 10 dzieci. W promieniu 500 metrów ze wszystkich domów wyleciały szyby z okien.
Najcieżej ranni zostaną przetransportowani samolotem szpitalnym do Moskwy.
Prezydent Inguszetii Junus-Bek Jewkurow, który 22 czerwca sam cudem przeżył zamach bombowy w wykonaniu terrorysty samobójcy, oświadczył, że akt terroru miał na celu wywołanie paniki i zdestabilizowanie sytuacji w republice.
Na mocy rozporządzenia szefa republikańskiego rządu Raszida Gajsanowa w Inguszetii ogłoszono trzydniową żałobę.
Republika ta leży między Czeczenią a Osetią Północną. Jest jednym z najbardziej niespokojnych miejsc na rosyjskim Północnym Kaukazie. Ataki na milicjantów i żołnierzy, a także zamachy bombowe i morderstwa, są tam na porządku dziennym. Władze obwiniają o nie inguskich i czeczeńskich ekstremistów islamskich.
pap, keb, arb