"Nie ma dnia, bym nie żałował tego, co się stało owego dnia w My Lai" - oświadczył 66-letni Calley na spotkaniu w klubie Kiwanis w Columbus w stanie Georgia. Słowa weterana cytuje sobotnia lokalna prasa amerykańska.
Porucznik był jedynym żołnierzem uczestniczącym w masakrze, jaki został postawiony przed sądem. Oskarżono go o morderstwo z premedytacją i skazano w 1971 roku na dożywotnie więzienie. Dwa dni po ogłoszeniu wyroku ówczesny prezydent Richard Nixon zmienił wyrok na 3,5 roku aresztu domowego, który Calley spędził w swojej kwaterze w Fort Benning w Georgii.
W My Lai w dniu 16 marca 1968 roku oddział kompanii Charlie z 11.Brygady sił USA zabił 347-504 cywilów wietnamskich, w tym kobiety i dzieci.
Masakrę powstrzymał dopiero przylot amerykańskiego śmigłowca, który lądował pomiędzy grupą zabijanych chłopów a żołnierzami, grożąc otwarciem ognia do ludzi, mordujących z zimną krwią cywilów. Ten sam śmigłowiec następnie ewakuował kilkunastu pozostałych przy życiu mieszkańców My Lai.
Dowództwo USA początkowo usiłowało zatuszować sprawę, jednakże opublikowane przez niezależnych dziennikarzy zdjęcia z masakry okazały się tak szokujące, że sprawy nie można było dalej ukrywać przed opinią publiczną. Calley był jedynym skazanym w sprawie - kilkunastu pozostałych uniewinniono. Porucznik odpowiadał zresztą tylko za zabicie 22 ludzi.
ND, PAP