Chiny po raz kolejny zgłosiły ostry protest przeciwko kontaktom duchowego przywódcy Tybetańczyków Dalajlamy z oficjalnymi przedstawicielami rządów zachodnich. Tym razem chodziło o wizytę wysłanniczki Białego Domu Valerie Jarret w emigracyjnej siedzibie tybetańskiego przywódcy na północy Indii.
Rzeczniczka chińskiego MSZ Jiang Yu ostrzegła, że takie wizyty mogą mieć poważne konsekwencje dla dwustronnych stosunków chińsko-amerykańskich. Aby nie doprowadzić do ich zamrożenia Chiny odradzają prezydentowi USA Barackowi Obamie spotkanie z Dalajlamą po jego listopadowej wizycie w Chinach. Gotowość taką wyrazić miał sam Dalajlama XIV w czasie spotkania z Jarrett. Tybetański przywódca ma także jeszcze we wrześniu złożyć wizytę w USA i Kanadzie.
Porozmawiajmy o Tybecie
Tybetańskie źródła podały, że amerykańska delegacja - w skład której oprócz Jarrett wchodziła zastępca sekretarz stanu USA Maria Otero i doradca Obamy ds. zagranicznych Michael Strautmanis - miała w Dharamsali omawiać "możliwości udziału USA w rozwiązaniu kwestii tybetańskiej". Zdaniem "Washington Post" celem spotkania trójki doradców Obamy z tybetańskim przywódcą było przedstawienie stanowiska Waszyngtonu w kwestii tybetańskiej a także zaoferowanie pośrednictwa USA w doprowadzeniu do wznowienia kontaktów między Dalajlamą a Pekinem.
- Obecność tak wysokiej rangi delegacji Białego Domu w Dharamsali rodzi oczekiwania, że sprawa Tybetu stanie się przedmiotem dyskusji w czasie listopadowego szczytu amerykańsko-chińskiego - mówi cytowana przez "Washington Post" Kate Sunders z Międzynarodowej kampanii na rzecz TybetuPAP, arb