Jego zdaniem kontynuacja rządzącej przez minione cztery lata wielkiej koalicji CDU/CSU i SPD "byłaby znów wielkim kompromisem". - A idąc na wielki kompromis, nigdy nie można wyczerpać potencjału kraju w takim stopniu, gdy rządzi się w koalicji, w której partie stoją na przynajmniej podobnym fundamencie wartości - ocenił Kohl. Przyznał jednak, że w porównaniu z ewentualnym rządem SPD, Zielonych i postkomunistycznej Lewicy, wielka koalicja "byłaby mniejszym złem".
Najważniejsze są programy
- Centralne pytanie brzmi: za czym opowiada się konkretna partia? Co czeka nas w kolejnych czterech latach? To nie konkurs piękności, w którym chodzi o najlepszą strategię w kampanii wyborczą albo najlepszą debatę telewizyjną. Chodzi o nasz kraj - dodał oceniając przebieg kampanii wyborczej.
Skąd się wzięli postkomuniści?
Były kanclerz przyznał, że niepokoją go informacje, że około 30 proc. wyborców jeszcze nie zdecydowało się, kogo poprze w niedzielnym głosowaniu albo czy w ogóle pójdzie do urn. Niezrozumiałe są również dla niego sukcesy postkomunistycznej Lewicy, wywodzącej się z dawnej NRD-owskiej Socjalistycznej Partii Jedności Niemiec (SED). - Obrazy, które w związku z 20. rocznicą zburzenia muru berlińskiego znów przypominają nam o ekonomicznym i ekologicznym położeniu dawnego NRD, powinny uświadomić każdemu, dokąd prowadziłaby taka polityka redystrybucji bogactwa - dodał Kohl.
PAP, arb