W sobotę Marrazzo ogłosił, że sam zawiesza się w pełnieniu urzędu w rezultacie informacji o jego intymnych spotkaniach oraz o tym, że zapłacił szantażującym go karabinierom, by nagrania nie rozpowszechniali. Czterej karabinierzy zostali aresztowani.
Według największych gazet na trzy dni przed zatrzymaniem funkcjonariuszy, którym Marrazzo miał zapłacić co najmniej 60 tysięcy euro, Berlusconi przestrzegł go, że należącemu do niego wydawnictwu Mondadori zaproponowano zakup kompromitującego krótkiego nagrania. Marrazzo usiłował następnie je odzyskać, by nie dopuścić do jego rozpowszechnienia.
Agencja fotograficzna zaproponowała film tygodnikowi "Chi", wydawanemu przez medialny koncern premiera, za 200 tysięcy euro. Redakcja pisma zawiadomiła o tej ofercie prezes koncernu, córkę szefa rządu Marinę Berlusconi, a ona z kolei swego ojca.
Silvio Berlusconi, ujawniono, zadzwonił do Marrazzo i miał go poinformować o krążącym nagraniu i zapewnić, że jego wydawnictwo nie jest nim zainteresowane. Cel - stwierdza "Corriere della Sera" - wydaje się jasny: premierowi chodziło o to, by "oczyścić" jego dom wydawniczy z ewentualnych zarzutów wykorzystania pikantnego nagrania dla celów politycznych w walce z opozycją.
Tymczasem, zauważają dzienniki, gubernator stołecznego Lacjum próbował wszystko załatwić sam nie zgłaszając wymiarowi sprawiedliwości, że jest szantażowany. W opublikowanych w weekend wywiadach tłumaczył, że płacił ze strachu, a spotkania z brazylijskim transseksualistą nazwał swą "prywatną słabością".
Sytuacja prawna Piero Marrazzo, który do minionego weekendu miał pozycję prominentnego polityka Partii Demokratycznej, może się jeszcze pogorszyć - zauważa się w komentarzach - gdy będzie musiał odpowiedzieć za to, że brał udział w orgiach narkotykowych i że jeździł na spotkania z prostytutkami służbową limuzyną.
pap, keb