Około 400 osób zebrało się w przed Teatrem na Dubrowce w Moskwie, aby uczcić pamięć 130 zakładników, którzy zginęli tam siedem lat temu podczas szturmu oddziałów specjalnych w do dziś kontrowersyjnych okolicznościach. Między 23 i 26 października 2002 roku czeczeńscy terroryści przetrzymywali w teatrze 850 zakładników.
- Spójrzmy sobie w oczy i wyjaśnijmy sobie, co się stało - mówiła przez mikrofon jedna z zebranych tam kobiet. - Dlaczego zginęło tylu ludzi?
W celu uwolnienia zakładników siły specjalne przeprowadziły szturm, podczas którego, aby zneutralizować porywaczy domagających się wycofania rosyjskich wojsk z Czeczenii, użyto niebezpiecznego gazu. Po odczytaniu nazwisk i wieku 130 ofiar - w większości między 20. a 40. rokiem życia - ich pamięć uczczono minutą ciszy. Następnie przy akompaniamencie dzwonków przyniesionych przez uczestników wypuszczono białe balony. - To była moja siostra; myślę, że zmarła od gazu, miała 53 lata - powiedziała kobieta, która przyszła złożyć kwiaty pod ścianą teatru, przed którą ustawiono rząd fotografii. Jeden z zebranych mówił, że odpowiedzialność za tragiczne rezultaty szturmu ponoszą "miasto Moskwa i rosyjski rząd".
Siedem lat po tragedii około 80 procent rodzin ofiar nie otrzymało odszkodowań obiecanych przez rząd - twierdzi jeden z adwokatów reprezentujących rodziny Igor Trunow. Pozwy większości z nich sądy rozpatrują negatywnie. - Na 82 skargi wygraliśmy w 42 przypadkach, ale sumy te są minimalne - dodaje adwokat.PAP, arb