Jak podała agencja dpa, Ulrich Busch argumentował, że 89-letni oskarżony został przewieziony z USA do Niemiec pomimo jego śmiertelnej choroby. Ta "przymusowa deportacja" była nielegalna - mówił Busch przed sądem w Monachium.
W poniedziałek biegli lekarze zaprzeczyli, by Demjaniuk był śmiertelnie chory i orzekli, że może brać udział w rozprawach, lecz jedynie przez dwie 90-minutowe sesje dziennie. Oskarżony cierpi na chorobę szpiku kostnego, która stanowi wstępne stadium białaczki. Ma też kłopoty z sercem i nadciśnienie.
Pochodzący z Ukrainy John Demjaniuk, domniemany strażnik w hitlerowskim obozie koncentracyjnym w Sobiborze, został w maju deportowany z USA do Niemiec. Oskarżony jest o pomoc w zamordowaniu 27.900 Żydów w Sobiborze w 1943 roku.
Jego adwokat uzasadniał we wtorek wniosek o umorzenie postępowania również tym, że stawiane Demjaniukowi zarzuty podnoszono już podczas wcześniejszego procesu w Izraelu. Nikt nie może być sądzony dwa razy za to samo - argumentował Busch.
W 1988 roku izraelski sąd skazał Demjaniuka na śmierć, uznając, że to on był oprawcą z Treblinki, nazywanym przez więźniów "Iwanem Groźnym". Sąd Najwyższy Izraela uchylił jednak w 1993 roku ten wyrok wobec braku wystarczających dowodów. Z ujawnionych na początku lat 90. dokumentów wynikało, że "Iwanem Groźnym" była inna osoba.
Według adwokata niemiecki wymiar sprawiedliwości nie ma także jurysdykcji nad Demjaniukiem, który w hitlerowskich obozach nie był niemieckim funkcjonariuszem.
Tymczasem niemieccy prokuratorzy zarzucili we wtorek Demjaniukowi, że przyjął rasistowską ideologię nazistów i ochoczo współdziałał w zabijaniu Żydów w hitlerowskim obozie zagłady w Sobiborze. Oskarżony nie odpowiedział na te zarzuty. Podobnie jak w poniedziałek przez większą część rozprawy miał zamknięte oczy.
PAP, mm