Walter Lüftl, znany austriacki inżynier, który twierdził, że w Auschwitz nie było komór gazowych, dostał nagrodę wiedeńskiej politechniki z okazji 50-lecia ukończenia studiów. Złą sławę inżynier zdobył publikując w neonazistowskim piśmie "Halt" ekspertyzę zgodnie z którą masowe zabijanie Żydów w komorach gazowych nie mogło mieć miejsca.
Swoją ekspertyzę Lüftl oparł na prezentowanej przez świadków Holokaustu konstrukcji komór gazowych i stosowanej podczas gazowania procedury. Przekonywał, że ani komory, ani stosowany przez Niemców cyklon B nie nadawały się do masowego zabijania ludzi. Komory miały być zbyt małe, by pomieścić setki ludzi, i panowała w nich za niska temperatura, by cyklon B mógł skutecznie uwalniać toksyczny gaz.
Podobnie Lüftl podważał też stosowanie przez Niemców spalin z silników Diesla do gazowania ludzi. Inżynier dowodził, że ówczesne silniki emitowały zbyt mało dwutlenku węgla by w ten sposób móc doprowadzić do śmierci człowieka. Tezy inżyniera Lüftla do dziś powtarzają neonazistowscy działacze.
Tuż po publikacji dom Lüftla przeszukała policja, a prokuratura wszczęła śledztwo w spawie "kłamstwa oświęcimskiego". Mimo że je później umorzono, Lüftl dostał piętno rewizjonisty. Musiał też zrezygnować z publicznych stanowisk. - To skandal, że tak perfidny kłamca oświęcimski dostępuje zaszczytów - stwierdził polityk austriackich Zielonych Wolfgang Zinggl. Odebrania nagrody żądają od władz politechniki socjaldemokraci. Sprzeciwia się temu rektor uczelni Peter Skalicky: - Specjalnie analizowaliśmy tę sprawę i nikt nie zgłaszał zastrzeżeń. Wydział opowiedział się za uhonorowaniem Lüftla. Stawianie za to uczelni pod pręgierzem jest bezpodstawne. Jednak na wniosek ministerstwa kultury komisja ma raz jeszcze sprawdzić, czy inżynier zasłużył na wyróżnienie.
"Gazeta Wyborcza", arb
Podobnie Lüftl podważał też stosowanie przez Niemców spalin z silników Diesla do gazowania ludzi. Inżynier dowodził, że ówczesne silniki emitowały zbyt mało dwutlenku węgla by w ten sposób móc doprowadzić do śmierci człowieka. Tezy inżyniera Lüftla do dziś powtarzają neonazistowscy działacze.
Tuż po publikacji dom Lüftla przeszukała policja, a prokuratura wszczęła śledztwo w spawie "kłamstwa oświęcimskiego". Mimo że je później umorzono, Lüftl dostał piętno rewizjonisty. Musiał też zrezygnować z publicznych stanowisk. - To skandal, że tak perfidny kłamca oświęcimski dostępuje zaszczytów - stwierdził polityk austriackich Zielonych Wolfgang Zinggl. Odebrania nagrody żądają od władz politechniki socjaldemokraci. Sprzeciwia się temu rektor uczelni Peter Skalicky: - Specjalnie analizowaliśmy tę sprawę i nikt nie zgłaszał zastrzeżeń. Wydział opowiedział się za uhonorowaniem Lüftla. Stawianie za to uczelni pod pręgierzem jest bezpodstawne. Jednak na wniosek ministerstwa kultury komisja ma raz jeszcze sprawdzić, czy inżynier zasłużył na wyróżnienie.
"Gazeta Wyborcza", arb