Szwedzka robota

Dodano:   /  Zmieniono: 
Szwedzi mogą spokojnie zaliczyć swoją prezydencję do sukcesów. W ciągu półrocza ich przewodnictwa udało się doprowadzić do ratyfikacji traktatu lizbońskiego przez wszystkie kraje unijne, a na ostatnim, grudniowym szczycie wyłonić nowych liderów Unii Europejskiej. Była to też zarazem ostatnia silna prezydencja.
W przeciwieństwie do Francji, napędzanej osobistą ambicją prezydenta NicolasaSarkozy'ego, Szwecja nie miała nierealistycznych wielkich zamierzeń. Celem głównym było przepchnięcie traktatu lizbońskiego. O to się udało, najpierw Irlandzycy w powtórnym referendum powiedzieli wreszcie "tak", a następnie padła ostatnia reduta oporu - prezydent Czech, Vaclav Klaus po uzyskaniu dodatkowych gwarancji podpisał dokument. Lecz kiedy wszystko wydawało się już zmierzać ku szczęśliwemu końcowi okazało się, że wyłonienie tzw. prezydenta i szefa dyplomacji unijnej wcale nie jest proste. Ryzyko klapy było tym większe, że Szwedzi postanowili zastosować zasadę całkowitej jednomyślności. Efekty znamy, skończyło się "kompromisowymi" kandydatami: Belgiem Hermanem Van Rompuyem i Brytyjką Catherine Ashton.  W ciągu ostatniego półrocza udało się też ponownie wybrać na szefa Komisji Europejskiej Jose Manuela Barroso, który przedstawił już swoje propozycje komisarzy.

Na plus tej prezydencji można też zaliczyć zniesienie wiz dla Serbów, Czarnogórców i Macedończyków oraz oficjalne przyjęcie serbskiej kandydatury do członkostwa w Unii Europejskiej.
Szwedzi mieli też szczęście, bo nie spadły na nich plagi (tak, jak na Francuzów) a wiele procesów było już wcześniej rozpoczętych. Im pozostało jedynie lub aż doprowadzenie do końca. Łutem szczęścia jest też, że większość sukcesów przypadła na końcówkę rządów, dzięki czemu mało kto pamięta porażki - do jakich można zaliczyć m.in. klapę szczytu klimatycznego w Kopenhadze (co powinno mieć reperkusje dla walki z globalnym ociepleniem w samej UE i być może ostudzi neoficki zapał ekologów). Pamiętajmy też, że była to ostatnia silna prezydencja, w starym stylu. Od wejścia w życie Lizbony rola prezydencji zostanie osłabiona i zmarginalizowana, co jako pierwsi odczują Hiszpanie.