W przypadku przyjęcia tej inicjatywy i gdyby wynik tajnego głosowania okazał się dla Browna niekorzystny, mogliby wyłonić się inni pretendenci do objęcia przywództwa w partii bez narażenia się na oskarżenie o brak lojalności.
Minister ds. biznesu, innowacyjności i umiejętności Peter Mandelson, uważany za prawą rękę Browna, porównał próbę puczu do "podmuchu wiatru w parlamentarnych kuluarach". Mandelson wskazał, że laburzystowscy posłowie nie poparli inicjatywy Hoona i Hewitt, ponieważ sądzą, iż Brown jest najlepszym przywódcą, zdolnym poprowadzić ich do wyborów.
O klęsce puczu przesądziło to, że nie poparł go żaden członek gabinetu Browna. Niektórzy komentatorzy spekulują, że puczyści liczyli na poparcie co najmniej sześciu członków rządu: Harriet Harman, Davida Milibanda, Boba Ainswortha, Jacka Strawa, Jima Murphy'ego oraz Douglasa Alexandra. Wszyscy oni poparli w środę Gordona Browna, choć niektórym zajęło to dłużej niż innym. Szef brytyjskiej dyplomacji David Miliband z publiczną deklaracją lojalności wobec premiera, od momentu ujawnienia planów puczu, zaczekał sześć godzin. Jego wypowiedź uznano za chłodną i formalną.
Z tych wewnątrzpartyjnych rozdźwięków usiłuje wyciągnąć korzyści opozycyjna Partia Konserwatywna.
"Mamy ogromny deficyt budżetu, jesteśmy zaangażowani w wojnę w Afganistanie, borykamy się z trudnymi problemami społecznymi, a mamy rząd głęboko podzielony wewnętrznie" - powiedział w czwartkowym wywiadzie dla BBC lider konserwatystów David Cameron.
Opublikowany w czwartkowym "The Sun" sondaż wskazuje, że usunięcie Browna przełożyłoby się na wzrost poparcia dla Partii Pracy tylko o 5 punktów procentowych. 19 procent spośród 4 tys. ankietowanych przyznało, że w razie zmiany lidera, byłoby bardziej skłonnych głosować na Partię Pracy. 14 proc. zagłosowałoby na laburzystów na czele z Brownem.
Konserwatystów popiera 40 proc. ankietowanych, laburzystów - 31 proc., zaś Liberalnych Demokratów - 17 proc. Najbliższe wybory muszą się odbyć w Wielkiej Brytanii najpóźniej do czerwca.pap, em