Obietnica Browna, że uśmierci reformę, okazała się niezwykle skutecznym argumentem. Republikański kandydat zarzuca rządowemu planowi, że doprowadzi do ogromnego wzrostu deficytu budżetowego, obcięcia funduszu ubezpieczeń federalnych dla emerytów, oraz pogorszenia jakości usług medycznych. Brown jest poza tym umiarkowanym Republikaninem - popiera na przykład prawo kobiet do aborcji i jest przeciwny propozycji konserwatystów, by uchwalić federalny zakaz małżeństw homoseksualistów. Podobny polityk, Mitt Romney, zdobył swego czasu w liberalnym Massachusetts fotel gubernatora. Coakley, z kolei, okazała się słabą kandydatką, popełniła błędy w kampanii i nie potrafiła nawiązać więzi z wyborcami.
Wobec groźby jej porażki do Massachusetts przyjechał specjalnie w niedzielę prezydent Obama, wystąpił na wiecu razem z kandydatką swojej partii i osobiście wezwał do jej poparcia. Wcześniej agitował za Coakley wciąż bardzo popularny były prezydent USA Bill Clinton. W przeddzień wyborów panowała opinia, że o wyniku zadecyduje frekwencja. Jeżeli Demokratom uda się zmobilizować do głosowania wielką liczbę swych wyborców, Coakley może ostatecznie przeważyć szalę na swoją korzyść.
PAP, arb