Wczoraj premier Władimir Putin zaprosił premiera Polski Donalda Tuska do Katynia. Zdaniem Pietrowa gest ten to "przebiegłe posunięcie Kremla, które ma na celu obniżenie rangi uroczystości upamiętniających tę tragiczną rocznicę." Pietrow zwraca uwagę, że zaproszenie premiera Polski, a nie prezydenta obniża rangę uroczystości. - Z mojego punktu widzenia to szyderstwo. Śledztwo zakończono sześć lat temu, a opinia publiczna w naszych krajach do dzisiaj nie została zapoznana z jego rezultatami. Ujawniona została tylko część akt. Nie odpowiedziano na podstawowe pytania - jak i kto? Przede wszystkim - kto ponosi odpowiedzialność? Jest to kpina z rosyjskiego prawa - denerwuje się Pietrow.
- Jeśli prezydent Lech Kaczyński wyraziłby wolę przyjazdu do Katynia, to - oczywiście - nikt by mu w tym nie przeszkodził i by przyjechał. Byłaby to jednak niezręczna sytuacja dla Kremla. Wymagałaby to bowiem obecności rosyjskiego prezydenta. Jego nieobecność mogłaby zostać odczytana może nie jako brak szacunku, lecz jako przejaw niewystarczającego współczucia z jego strony. Jeśli do Katynia przyjechałby prezydent państwa, którego obywatele zginęli tam z rąk złoczyńców, to także prezydent Rosji winien tam przyjechać i wyrazić żal - mówi PietrowTakie gesty władz rosyjskich nie przeszkodzą jedna, zdaniem historyka, w polsko-rosyjskim pojednaniu. - Między Rosją i Polską nie ma wzajemnej wrogości. Nie można powiedzieć, że taki czy inny gest Kremla nie oznacza pojednania - twierdzi. - Moskwa chciałaby się jednak pojednać i zapomnieć o przeszłości. Ja uważam, że pojednanie z zapomnieniem o przeszłości nie może być szczere. Co więcej - to cynizm - dodaje.
im, PAP