Wybory były demokratyczne
Julia Tymoszenko i Wiktor Janukowycz powinni uznać wyniki drugiej tury wyborów prezydenckich na Ukrainie - oświadczyli w poniedziałek szefowie misji obserwacyjnych Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy (PACE) i Zgromadzenia Parlamentarnego NATO. - Dwójka kandydatów powinna zgodzić się, że wybory te były demokratyczne. Ukraina zasługuje na oklaski - oświadczył na konferencji prasowej w Kijowie Matias Jorsi, szef misji PACE. - Uznając wyniki wyborów, ukraińscy politycy potwierdzą, że Ukraina jest rzeczywiście demokratycznym państwem. Naród ukraiński oczekuje na pokojowe przekazanie władzy - dodał przewodniczący misji obserwatorów NATO Assen Agov.
Tymoszenko czeka na oficjalne wyniki
Premier Julia Tymoszenko oświadczyła, że czeka na oficjalne wyniki i nie podejmuje na razie żadnych działań w kierunku podważenia wyników głosowania. - Poczekamy na oficjalne wyniki, zbierzemy się i dopiero wtedy zdecydujemy, co będziemy robić dalej - poinformowała Tymoszenko w nocy z niedzieli na poniedziałek.
- Julia Tymoszenko powinna przyznać, że poniosła porażkę w starciu wyborczym z Wiktorem Janukowyczem - oświadczył tymczasem w niedzielę wieczorem przedstawiciel sztabu wyborczego Janukowycza, Borys Kolesnikow.
Uznanie porażki "przez kandydata, który przegrał, będzie pierwszym krokiem, który udowodni, iż jest on politykiem europejskim, ponieważ uznanie wyniku wyborów jest normą europejską" - powiedział Kolesnikow.
Obserwatorzy obawiają się, że przy tak nieznacznej przewadze głosów, Tymoszenko może nie uznać wyniku wyborów.
"Bez protestów się nie obejdzie"
Politolog Grzegorz Kostrzewa-Zorbas uważa, że ostateczne wyniki wyborów na Ukrainie wskaże sąd, a niewielkie różnice punktowe w pierwszych sondażach między Janukowyczem a Tymoszenko pozwalają przypuszczać, że nie obędzie się bez fali protestów i sporów.Kostrzewa-Zorbas zwrócił uwagę, że kilkuprocentowe różnice mieszczą się w granicach błędu statystycznego. "Takie exit-polls oznaczają, że w rzeczywistości obaj kandydaci mają równe szanse na zwycięstwo". Podkreślił, że "w takich krajach jak Ukraina często są problemy nie tylko ze statystyką, ale i z wiarygodnością tych, którzy podają wstępne wyniki, bo ci często robią to na polityczne zamówienie".
"Uważam, że Ukrainę czekają pełne napięcia godziny i dni do podania wyników i to ostatecznych wyników, bo wyniki cząstkowe będą niereprezentatywne (...) dlatego, że będą dochodzić w nierównym tempie z różnych części Ukrainy i wystarczy, że np. wschodnia czy południowa Ukraina poda sprawozdania wcześniej i to pokaże wysoką przewagę Janukowycza. Jeżeli najpierw wyniki poda Ukraina zachodnia czy Kijów, to pewnie będzie wysoka przewaga Tymoszenko" - powiedział politolog.
Jego zdaniem strona przegrana będzie zgłaszać protesty, być może zażąda ponownego liczenia głosów w celu wyłapania oszustw wyborczych. "Wyścig się nie zakończy przed rozstrzygnięciami sądowymi, a po drodze będą demonstracje uliczne, nocne czuwania i inne takie działania propagandowe" - uważa Kostrzewa.
Gdyby jednak wstępne wyniki wyborów potwierdziły się, to - zdaniem Kostrzewy - będzie to oznaczało przegraną orientacji prozachodniej na Ukrainie i dużą winę za to będzie ponosiła Julia Tymoszenko, która po pomarańczowej rewolucji wypowiedziała "krwawą polityczną wojnę domową", ponieważ "postanowiła przejąć rolę lidera za wszelką cenę i pięć lat poświęciła na niszczenie Juszczenki".
"Jeżeli ta wojna domowa jednak nie doprowadzi do jej przegranej (...), to będzie to prawdziwy cud. Wtedy będzie można powiedzieć, że cud uratował prozachodnią orientację na Ukrainie" - powiedział Kostrzewa - Zorbas.
Politolog zwrócił uwagę także na to, że w przypadku przegranej Tymoszenko lekcję powinni wyciągnąć polscy politycy. Jego zdaniem, jeśli "będą się nasilać wojny wewnętrzne wokół obozu wywodzącego się z "Solidarności", to może wzmocnić się obóz wywodzący się z PRL, a w szczególności SLD i postkomunistyczna lewica rodem z PRL".
pap, em, im, mm