Dalajlama powiedział tylko dziennikarzom, że rozmawiał z Obamą o pokoju na świecie, rozwiązywaniu światowych konfliktów, harmonii religijnej i wartościach humanitarnych.
Biały Dom wydał po spotkaniu komunikat, w którym pisze, że prezydent wezwał do bezpośredniego dialogu między Chinami a Tybetem. Oświadczono też, że prezydent "zgodził się z dalajlamą co do znaczenia współpracy między USA a Chinami".
Do spotkania do doszło mimo wcześniejszych ostrzeżeń ze strony Chin, że będzie miało ono negatywne konsekwencje dla stosunków amerykańsko-chińskich.
Chociaż dalajlama nie wzywa do niepodległości Tybetu, lecz tylko upomina się o prawa dla Tybetańczyków, Pekin uważa go za niebezpiecznego separatystycznego przywódcę i wywiera naciski na przywódców państw, aby się z nim nie spotykali.
Obama odmówił spotkania się z dalajlamą na jesieni ubiegłego roku, kiedy tybetański przywódca przebywał z wizytą w USA. Był to pojednawczy gest wobec Chin, szeroko krytykowany w USA jako niepotrzebne ustępstwo.
Chiny nie wyszły potem naprzeciw oczekiwaniom USA w żadnej sprawie będącej przedmiotem sporu. Nie poparły sankcji ONZ wobec Iranu, nie dokonały aprecjacji swej waluty ani nie zgodziły się na redukcję gazów cieplarnianych, postulowaną na konferencji w Kopenhadze przez rzeczników walki ze zmianami klimatu.
W styczniu rząd chiński ostro skrytykował USA za sprzedaż broni dla Tajwanu. Administracja wypełniła tu tylko zobowiązania wobec Tajwanu wynikające z ustawy Kongresu o uzbrojeniu wyspy, uznawanej przez Pekin za prowincję Chin, która nielegalnie odłączyła się od macierzy.
PAP, mm