Stało się to, co stać się musiało - Julia Tymoszenko uznała wreszcie swoją klęskę. Premier odwołała sądową skargę na wynik drugiej tury wyborów. Powodem był zapewne brak mocnych dowodów na fałszerstwa wyborcze sztabu Janukowycza, a już na pewno brak politycznego wsparcia. Piękna Julia nie miała z kim iść na tę wojnę. Jak to mówią, zwycięzców się przecież nie sądzi.
Tymczasem Wiktor Juszczenko oficjalnie pogratulował swojemu imiennikowi. Zwolennicy Julii Tymoszenko oskarżają odchodzącego prezydenta o tajne konszachty z elektem w zamian za obiecany fotel premiera (można to jednak włożyć między bajki - wyborcy Janukowycza nigdy nie zaakceptowaliby takiej decyzji, a niebieski Wiktor choć może nie należy do mistrzów finezyjnej gry politycznej, dodać dwa do dwóch z pewnością potrafi).
Jakim prezydentem będzie Wiktor Janukowycz? Ukraińscy narodowcy zgrzytają zębami z obawy przed rusyfikacją, intelektualistom cierpną miny na wspomnienie o licznych wpadkach polityka (ot, choćby nazwanie Antona Czechowa, ukraińskim poetą), a reszta? Reszta społeczeństwa ma nikłą nadzieję na upragnioną stabilizację. Mam wrażenie, że większości Ukraińców jest kompletnie obojętnie, kto będzie prezydentem, byleby tylko skończył się wreszcie czas bezkrólewia.
Na Wiktora Janukowycza czeka kilka decyzji, które niczym papierek lakmusowy określą wektor jego polityki. Jest niemal pewne, że w pierwszą zagraniczną wizytę nowy prezydent wybierze się do Moskwy. Na poprawę napiętych relacji z Rosją liczą obie strony. Wątpię jednak, aby stosunki rosyjsko-ukraińskie były od teraz usłane różami. Za dużo sprzecznych interesów dzieli oba państwa. Choćby budowa gazociągu "Błękitny Potok". Wątpię też, aby
Ukraina weszła w skład związku celnego Rosji, Białorusi i Kazachstanu. Zresztą i tak istnieje on tylko na papierze. Jak większość firmowanych przez Rosję projektów integracyjnych.
Kolejnym symbolem jest Flota Czarnomorska. W 2017 r. wygaśnie umowa na jej stacjonowanie w sewastopolskim porcie. Pływający skansen ma znikomą wartość bojową, więc decyzja zakończy się zapewne wygodnym dla obu stron
kompromisem. Rosja wycofa znaczną cześć okrętów do swych północnych portów, a na Krymie będzie obecna jedynie symbolicznie, bo przecież w całym konflikcie wokół rosyjskiej floty chodziło przede wszystkim o urażoną dumę.
Problem kolejny to kwestia językowa. W czasie drugiej tury wyborów byłam na Krymie, na własne oczy przekonując się, jak histerycznie mieszkańcy półwyspu reagują na język ukraiński. Jednak ci, którzy liczą na ogłoszenie
rosyjskiego drugim językiem państwowym (jak to na Białorusi zrobił Aleksander Łukaszenka), zapewne srodze się rozczarują. Nowy prezydent, choć nie popiera ukrainizacji, nie zniszczy tego, co już zostało osiągnięte. Pragmatyk Janukowycz, w przeciwieństwie do swego poprzednika, nie walczy z wiatrakami.
Swoją drogą, kiedy odwiedziłam oficjalną stronę internetową niebieskiego Wiktora (http://yanukovych.com.ua/), ze zdziwieniem przekonałam się, że otwiera się ona po ukraińsku, a rosyjskojęzyczna wersja jest niekompletna!
Kto by się spodziewał.
Znajomy lwowski intelektualista narzeka, że Wiktor Janukowycz ma w Polsce zbyt dobrą prasę. Może jest w tym trochę racji, jednak część ukraińskich środowisk straszy nowym prezydentem, niczym złym wilkiem i jest to
zdecydowana przesada.
Kadencja Janukowycza nie będzie przecież końcem świata. A kolejne wybory najdalej za pięć lat.
Jakim prezydentem będzie Wiktor Janukowycz? Ukraińscy narodowcy zgrzytają zębami z obawy przed rusyfikacją, intelektualistom cierpną miny na wspomnienie o licznych wpadkach polityka (ot, choćby nazwanie Antona Czechowa, ukraińskim poetą), a reszta? Reszta społeczeństwa ma nikłą nadzieję na upragnioną stabilizację. Mam wrażenie, że większości Ukraińców jest kompletnie obojętnie, kto będzie prezydentem, byleby tylko skończył się wreszcie czas bezkrólewia.
Na Wiktora Janukowycza czeka kilka decyzji, które niczym papierek lakmusowy określą wektor jego polityki. Jest niemal pewne, że w pierwszą zagraniczną wizytę nowy prezydent wybierze się do Moskwy. Na poprawę napiętych relacji z Rosją liczą obie strony. Wątpię jednak, aby stosunki rosyjsko-ukraińskie były od teraz usłane różami. Za dużo sprzecznych interesów dzieli oba państwa. Choćby budowa gazociągu "Błękitny Potok". Wątpię też, aby
Ukraina weszła w skład związku celnego Rosji, Białorusi i Kazachstanu. Zresztą i tak istnieje on tylko na papierze. Jak większość firmowanych przez Rosję projektów integracyjnych.
Kolejnym symbolem jest Flota Czarnomorska. W 2017 r. wygaśnie umowa na jej stacjonowanie w sewastopolskim porcie. Pływający skansen ma znikomą wartość bojową, więc decyzja zakończy się zapewne wygodnym dla obu stron
kompromisem. Rosja wycofa znaczną cześć okrętów do swych północnych portów, a na Krymie będzie obecna jedynie symbolicznie, bo przecież w całym konflikcie wokół rosyjskiej floty chodziło przede wszystkim o urażoną dumę.
Problem kolejny to kwestia językowa. W czasie drugiej tury wyborów byłam na Krymie, na własne oczy przekonując się, jak histerycznie mieszkańcy półwyspu reagują na język ukraiński. Jednak ci, którzy liczą na ogłoszenie
rosyjskiego drugim językiem państwowym (jak to na Białorusi zrobił Aleksander Łukaszenka), zapewne srodze się rozczarują. Nowy prezydent, choć nie popiera ukrainizacji, nie zniszczy tego, co już zostało osiągnięte. Pragmatyk Janukowycz, w przeciwieństwie do swego poprzednika, nie walczy z wiatrakami.
Swoją drogą, kiedy odwiedziłam oficjalną stronę internetową niebieskiego Wiktora (http://yanukovych.com.ua/), ze zdziwieniem przekonałam się, że otwiera się ona po ukraińsku, a rosyjskojęzyczna wersja jest niekompletna!
Kto by się spodziewał.
Znajomy lwowski intelektualista narzeka, że Wiktor Janukowycz ma w Polsce zbyt dobrą prasę. Może jest w tym trochę racji, jednak część ukraińskich środowisk straszy nowym prezydentem, niczym złym wilkiem i jest to
zdecydowana przesada.
Kadencja Janukowycza nie będzie przecież końcem świata. A kolejne wybory najdalej za pięć lat.