W ogniu gigantycznego skandalu znalazł się uważany za bohatera szef włoskiej Obrony Cywilnej Guido Bertolaso, który jeszcze niedawno zajmował czołowe miejsce w rankingu społecznego zaufania, po prezydencie Giorgio Napolitano i przed papieżem Benedyktem XVI. Podsłuchy wykazały, że utrzymywał on kontakty z biznesmenem, który fundował mu wizyty w salonie masażu, będącym faktycznie domem schadzek. Bertolaso stanowczo odrzuca te oskarżenia. Berlusconi nie przyjął zaś jego dymisji, którą szef Obrony Cywilnej złożył, gdy jego nazwisko trafiło na listę osób, objętych śledztwem w sprawie G8.
Na liście prokuratury znalazł się także krajowy koordynator macierzystej partii premiera - Lud Wolności Denis Verdini. Dochodzenie dotyczy jego powiązań z przedsiębiorcą, oskarżonym już wcześniej o korupcję i związki z mafią. W reakcji na fale prasowych publikacji na ten temat premier oświadczył w sobotę, że jego rząd jest "zjednoczony" i zdeterminowany, by walczyć z korupcją i w najbliższych dniach wyśle do parlamentu projekt ustawy w tej sprawie. Gazety spekulowały, że mimo zapowiedzi projekt ten nie trafił do tej pory z powodu podziałów w koalicji na tym tle.
Ataki części gazet i opozycji Berlusconi uznał za próbę osłabienia "budowy struktury" jego partii. W wydanej nocie zapewnił o swej przyjaźni i pełnym zaufaniu do koordynatora Ludu Wolności. Zdementował prasowe doniesienia o rychłym zapowiedziach zmian w kierownictwie jego ugrupowania. - Nie jestem absolutnie zaniepokojony śledztwem w sprawie G8 - podkreślił premier.
PAP, arb