Zbliżające się uroczystości katyńskie nie budzą w rosyjskich mediach takich emocji, jak w Polsce. Odnotowano jedynie, że mord na polskich oficerach został kolejny raz wykorzystany w politycznych rozgrywkach, przede wszystkim dla potrzeb zbliżającej się kampanii prezydenckiej. Trudno nie przyznać racji tym stwierdzeniom. Niestety.
Dziennikarze są z natury złośliwi i mają dobrą pamięć - rosyjska służba BBC przypomina, że w 2005 r. Lech Kaczyński w ostrych słowach skrytykował moskiewską wizytę swego poprzednika, Aleksandra Kwaśniewskiego podczas uroczystości z okazji 60-lecia zwycięstwa nad faszyzmem. Zacytowano nawet spot PiS-u sprzed czterech lat: "Rosja żąda, abyśmy byli jej wdzięczni za Jałtę. Rosjanie zabili tysiące polskich oficerów, a teraz nie chcą przyznać, że to było ludobójstwo. Rosja chce upokorzyć Polskę za to, że nie udało jej się zdławić demokracji na Ukrainie". Kaczyński krytykował, a teraz sam chce odwiedzić Rosję" - piszą z satysfakcją kąśliwe rosyjskie pismaki.
Mimo niesmacznej politycznej awantury i spekulacji na temat formy udziału Putina w uroczystościach, dobrze się stanie, jeśli premierzy Polski i Rosji spotkają się nad grobami zamordowanych przez NKWD oficerów. Chociażby dlatego, że temat Katynia zostanie przypomniany. Obrońcy praw człowieka z takich organizacji jak "Memoriał" od dawna domagają się otwarcia rosyjskich archiwów i odtajnienia wszystkich dokumentów związanych z tą sprawą. Problem w tym, że ich głos nie jest w Rosji donośny. Do dyspozycji mają, co najwyżej niskonakładową "Nową Gazetę".
Tymczasem kluczem do sprawy jest uznanie katyńskiej zbrodni przez tzw. zwykłych Rosjan (politycy traktują historię przedmiotowo i zwykli mówić to, co podoba się ich wyborcom). Przeszkodą jest jednak dominujące w rosyjskim społeczeństwie poczucie krzywdy.
- Jakie to niesprawiedliwe! - słyszałam wielokrotnie - Amerykanie wybili Indian w pień, a resztkę, której udało się przeżyć pozamykali w gettach, ale świat im tego nie wypomina. A Rosji wylicza się wszytko. To podwójne standardy.
Do "podwójnych standardów" moi rozmówcy zaliczali również przemilczanie (ich zdaniem) mordu wołyńskiego w imię bieżącej polityki i zachowania ciepłych kontaktów z prezydentem Juszczenką. Ten kontrargument wracał jak bumerang przy okazji każdej dyskusji o zbrodniach NKWD dokonanych na Polakach. Nazywam to odbijaniem katyńskiej piłeczki wołyńską rakietą.
Kolejną symptomatyczną reakcją jest "A wiesz, ile my mieliśmy swoich ofiar?". Brak empatii spowodowany jest nieziszczoną potrzebą rozliczenia z czasami komunizmu. Rosjanie w przeciwieństwie do Niemców nie doświadczyli społecznego katharsis i dlatego nie potrafią zrozumieć, dlaczego mieliby pochylić się nad losami polskich oficerów, skoro prawda o radzieckich ofiarach w ich mniemaniu nikogo nie interesuje. Powinniśmy - choć to trudne - postarać się zrozumieć Rosjan. Nas już chyba stać na empatię.
Mimo niesmacznej politycznej awantury i spekulacji na temat formy udziału Putina w uroczystościach, dobrze się stanie, jeśli premierzy Polski i Rosji spotkają się nad grobami zamordowanych przez NKWD oficerów. Chociażby dlatego, że temat Katynia zostanie przypomniany. Obrońcy praw człowieka z takich organizacji jak "Memoriał" od dawna domagają się otwarcia rosyjskich archiwów i odtajnienia wszystkich dokumentów związanych z tą sprawą. Problem w tym, że ich głos nie jest w Rosji donośny. Do dyspozycji mają, co najwyżej niskonakładową "Nową Gazetę".
Tymczasem kluczem do sprawy jest uznanie katyńskiej zbrodni przez tzw. zwykłych Rosjan (politycy traktują historię przedmiotowo i zwykli mówić to, co podoba się ich wyborcom). Przeszkodą jest jednak dominujące w rosyjskim społeczeństwie poczucie krzywdy.
- Jakie to niesprawiedliwe! - słyszałam wielokrotnie - Amerykanie wybili Indian w pień, a resztkę, której udało się przeżyć pozamykali w gettach, ale świat im tego nie wypomina. A Rosji wylicza się wszytko. To podwójne standardy.
Do "podwójnych standardów" moi rozmówcy zaliczali również przemilczanie (ich zdaniem) mordu wołyńskiego w imię bieżącej polityki i zachowania ciepłych kontaktów z prezydentem Juszczenką. Ten kontrargument wracał jak bumerang przy okazji każdej dyskusji o zbrodniach NKWD dokonanych na Polakach. Nazywam to odbijaniem katyńskiej piłeczki wołyńską rakietą.
Kolejną symptomatyczną reakcją jest "A wiesz, ile my mieliśmy swoich ofiar?". Brak empatii spowodowany jest nieziszczoną potrzebą rozliczenia z czasami komunizmu. Rosjanie w przeciwieństwie do Niemców nie doświadczyli społecznego katharsis i dlatego nie potrafią zrozumieć, dlaczego mieliby pochylić się nad losami polskich oficerów, skoro prawda o radzieckich ofiarach w ich mniemaniu nikogo nie interesuje. Powinniśmy - choć to trudne - postarać się zrozumieć Rosjan. Nas już chyba stać na empatię.