Ludzie kochają Obamę, przywódcy - nie
Przypomina też, że chłodne są również stosunki Obamy z brytyjskim premierem Gordonem Brownem, co jest o tyle niezwykłe, że co najmniej od prezydentury Ronalda Reagana wszyscy kolejni amerykańscy prezydenci podkreślali osobistą zażyłość z brytyjskimi szefami rządów.
Diehl zwraca uwagę na paradoks polegający na tym, że Obama jest wciąż bardzo popularny w społeczeństwach wielu krajów, i to tam, gdzie silne były nastroje antyamerykańskie, m.in. w związku z polityką jego poprzednika George'a W.Busha, jak we Francji, Niemczech i Turcji. - Poparcie opinii dla niego oznacza, że przynajmniej w demokratycznych krajach ich przywódcy mają powody, żeby się z nim zaprzyjaźnić. Tymczasem prezydent ten wydaje się nie mieć, jak dotąd, żadnych prawdziwych zagranicznych przyjaciół - czytamy w artykule.
Kosztowny chłód
Obama - zauważa autor - nie waha się publicznie krytykować wielu swoich zagranicznych partnerów, jak izraelski premier Benjamin Netanjahu, co także nie pomaga mu w nawiązaniu z nimi osobistych przyjaźni. - Można argumentować, czy to w ogóle ma znaczenie. Bush był w końcu krytykowany za to, że za bardzo polegał na osobistych stosunkach, by przypomnieć jego wypowiedź, że "zajrzał Putinowi w oczy", i jego zagraniczni przyjaciele nie zapobiegli temu, że powszechnie potępiono jego politykę jako "unilateralistyczną" - pisze autor. Wyraża jednak pogląd, że nawiązanie "dobrej chemii" z partnerami jest istotnym czynnikiem w dyplomacji, pomagającym w przekonywaniu krajów do polityki USA.
"Czy Sarkozy nie wysłałby więcej wojsk do Afganistanu, gdyby Obama bardziej nad nim pracował? Czy Netanjahu nie byłby gotowy do podjęcia większego ryzyka w bliskowschodnim procesie pokojowym, gdyby wierzył, że może liczyć na amerykańskiego prezydenta? Czy Hamid Karzaj nie współpracowałby ściślej z amerykańskimi dowódcami wojskowymi, gdyby Obama okazał mu więcej serdeczności? Odpowiedź wydaje się oczywista. W polityce zagranicznej, tak jak i krajowej, chłód ma swój koszt" - konkluduje komentator "Washington Post".
PAP, arb