Rosyjskie władze wiedziały o planowanym ataku na metro. Milicja otrzymała ostrzeżenie

Rosyjskie władze wiedziały o planowanym ataku na metro. Milicja otrzymała ostrzeżenie

Dodano:   /  Zmieniono: 
fot. REUTERS/ Forum 
Na stacji rosyjskiego metra Park Kultury, gdzie doszło do zamachu bombowego, znaleziono niezdetonowany pas z ładunkiem wybuchowym. Ponadto odnaleziono tam również głowę i nogi jednej z terrorystek. Łącznie w dwóch poniedziałkowych eksplozjach zginęło co najmniej 38 osób, a 63 zostało rannych. Za zamachy na stacji Łubianka i Park Kultury odpowiedzialne są dwie kobiety-samobójczynie, najprawdopodobniej z Północnego Kaukazu. Okazuje się, że władze Moskwy zostały ostrzeżone przed zamachem. Dzień wcześniej moskiewska milicja otrzymała telefon - mieszkanka stolicy relacjonowała, że podsłuchała rozmowę Czeczenów planujących atak na metro.
Mieszkanka Moskwy zadzwoniła na milicję po podsłuchaniu rozmowy grupy Czeczenów na stacji metra Końkowo. Według niej w grupie Czeczenów były kobiety. Mieszkanka Moskwy była przekonana, że do zamachu dojdzie na stacji, na której podsłuchała rozmowę. Wysłany na miejsce patrol milicji nie znalazł tam jednak niczego podejrzanego. Dzień później terroryści faktycznie uderzyli.

"Nie wiedzieliśmy co się dzieje"

Świadkowie wybuchów w moskiewskim metrze mówią, że początkowo nie wiedzieli, co się stało; niektórzy sądzili, że na wagon runął strop stacji. Do eksplozji na stacji Łubianka doszło tuż po zatrzymaniu się pociągu. - W momencie eksplozji byłem w przejściu ze stacji Kuznieckij Most na stację Łubianka. Usłyszałem silny wybuch, zobaczyłem dym. Ludzie biegli w stronę schodów ruchomych. Kilka osób upadło. Gdy wyszedłem na Plac Łubiański byli tam już ratownicy, milicja i karetki pogotowia - opowiadał jeden ze świadków zamachu. - Dochodzę do stacji Łubianka. Naprzeciw idą ludzie. Niektórzy są zakrwawieni, mają podarte ubrania. Wszyscy próbują się gdzieś dodzwonić. Telefony komórkowe nie działają. Koszmar. Złapałem taksówkę i pojechałem do domu - to relacja innego świadka.

Na stacji Park Kultury eksplozja miała miejsce, gdy w pociągu zamknęły się drzwi. - Pociąg stał na stacji około dwóch minut. Rozległ się wybuch. Poczułem silną wibrację. Było dużo dymu. Ludzie strasznie krzyczeli - przekazał jeden z pasażerów. - Ludzie wychodzący ze stacji mieli okopcone twarze; wyglądali jak Murzyni. Jednemu z mężczyzn z głowy tryskała krew. Lekarze nie mogli powstrzymać krwotoku. Wielu płakało - opowiadała sprzedawczyni z kiosku z prasą przy stacji.

Dramatyczne sceny rozgrywały się też na innych stacjach linii Sokolniczeskiej, gdzie z powodu przerwy w kursowaniu pociągów zbierały się tłumy pasażerów. Na stacji Komsomolskaja zgromadziło się kilka tysięcy osób. Mimo to nie zamknięto wejść na stację.

Masakra w metrze

W zamachach zginęło co najmniej 38 osób zginęło, a ponad 60 zostało rannych. Ustalono już, że były to zamachy bombowe przeprowadzone przez terrorystki-samobójczynie. Pierwsza eksplozja nastąpiła o godz. 7.57 czasu moskiewskiego (5.57 czasu polskiego) na stacji Łubianka, w samym sercu stolicy Rosji. Kilkadziesiąt minut później, o godz. 8.37 (6.37 czasu polskiego), doszło do drugiego wybuchu: na stacji Park Kultury, także w centrum Moskwy.

- Wstępne ekspertyzy wskazują, iż w zamachach użyto heksogenu - wybuchowego materiału plastycznego - podał szef Federalnej Służby Bezpieczeństwa Aleksandr Bortnikow.


"Według wstępnej wersji akt terroru ma związek z Kaukazem Północnym. Będziemy uważali to za główną wersję (dochodzenia)" - powiedział Bortnikow na spotkaniu z prezydentem Rosji Dmitrijem Miedwiediewem. Ocena ta jest oparta na oględzinach zwłok domniemanych sprawców zamachów, którymi według FSB były dwie kobiety.


Prezydent Czeczenii Ramzan Kadyrow oznajmił, że organy ochrony porządku publicznego tej republiki są gotowe pomóc w śledztwie w sprawie zamachów.

Dwie eksplozje

Pierwsza eksplozja nastąpiła o godz. 7.56 czasu moskiewskiego (5.56 czasu polskiego) na stacji Łubianka, w samym sercu stolicy Rosji. Kilkadziesiąt minut później, o godz. 8.39 (6.39 czasu polskiego), doszło do drugiego wybuchu: na stacji Park Kultury, także w centrum Moskwy.

Na listach z nazwiskami rannych przewiezionych do szpitali znajduje się 48 osób. Żadne z nazwisk nie wskazuje na Polaków. Agencja ITAR-TASS podaje, że większość rannych odniosła poważne obrażenia.

Poszkodowanych może być więcej, gdyż do zamachów doszło w czasie, gdy większość moskwian jechała do pracy bądź na uczelnie. Najciężej rannych ewakuowano śmigłowcami resortu ds. sytuacji nadzwyczajnych.

Moskiewskie metro uruchomiło "gorącą linię", gdzie można otrzymać informację o poszkodowanych pasażerach - (007-495) 622-14-30 i (007-495) 624-34-40.


"Unicestwimy terrorystów"

W poniedziałek wieczorem kwiaty na peronie stacji Łubianka w centrum Moskwy złożył prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew. Prezydent przybył na stację wraz z żoną i merem Moskwy Jurijem Łużkowem. Zapowiedział, że działania w celu zduszenia terroryzmu i walka z terrorystami w Rosji będą dalej prowadzone bez wahań i do końca. - To po prostu zwierzęta i niezależnie od tego jakimi motywami się kierowali i to, co robią jest przestępstwem w każdym prawie i w każdym systemie wartości. Znajdziemy ich i unicestwimy - powiedział rosyjski prezydent .

Paraliż komunikacyjny w Moskwie


Zamknięto ruch na większej części linii metra Sokolniczeskaja, na której doszło do wybuchów. Pasażerów w metrze informuje się przez głośniki o zmianach w kursowaniu pociągów "z przyczyn technicznych", zalecając korzystanie z komunikacji naziemnej. Także milicja informuje, że "z przyczyn technicznych" zamknięto część stacji na linii Sokolniczeskaja, najstarszej w Moskwie.

Kilka pociągów metra utknęło w tunelach. Pasażerów ewakuowano. Ruch samochodowy w centrum miasta jest sparaliżowany. Nie funkcjonuje telefonia komórkowa.

Przy stacji Łubianka znajdują się siedziby różnych instytucji, m.in. Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB). Stacja ta znajduje się w odległości około 1 km od Kremla.

Także przy stacji Park Kultury usytuowanych jest kilka urzędów, w tym Izba Obrachunkowa Federacji Rosyjskiej i służba prasowa Służby Wywiadu Zagranicznego (SWR). W pobliżu znajduje się też siedziba agencji informacyjnej RIA-Nowosti i dwóch uczelni - Akademii Dyplomatycznej oraz Moskiewskiego Państwowego Uniwersytetu Lingwistycznego.

W obu wypadkach wybuchy nastąpiły w wagonach, gdy pociągi stały na stacjach. Zabici są zarówno w wagonach, jak i na peronach.

Karetki pogotowia i służby ratownicze miały problemy z dojazdem na miejsce wybuchu są powodu porannych korków w mieście. Na obu stacjach wybuchła panika.

Komitet śledczy przy Prokuraturze Generalnej Federacji Rosyjskiej wszczął śledztwo w sprawie zamachów terrorystycznych. Podano już, że bomby miały siłę rażenia równą 3 kg trotylu.

Zaostrzone środki bezpieczeństwa

Milicjanci z psami przeszkolonymi do wykrywania ładunków wybuchowych przeszukują wszystkie stacje. Milicja moskiewska została postawiona w stan podwyższonej gotowości. Rosyjskie służby poszukują już trójki osób, które mogą mieć związek z wybuchami. Media poinformowały, że poszukiwane są dwie kobiety oraz mężczyzna. Obok rysopisu podano także jego prawdopodobne nazwisko - Matajew.

W czasie ataków w metrze znajdowało się około pół miliona osób. Dziennie moskiewska kolejka podziemna przewozi około 9 mln pasażerów. Linia metra Sokolniczeskaja o 19 przystankach, biegnąca przez 26 kilometrów, łączy rejon mieszkalny będący "sypialnią" Moskwy i rejon przemysłowy. Codziennie korzysta z niej do miliona pasażerów.

Kaukaz o sobie przypomniał?

Eksperci spekulują, że zamachy mogą mieć związek z liberalizacją polityki rosyjskiej wobec Kaukazu. Północny Kaukaz stanowi taki obszar, na którym trudno o jakiekolwiek regulacje gwarantujące pokój. W końcu stycznia prezydent Rosji, Miedwiediew stworzył tam nowy okręg federalny i wstawił tam swojego generała gubernatora, Aleksandra Chłaponina. Taka zmiana polityki Rosji wobec regionu - z siłowej na administracyjną - jest nie na rękę szczególnie tym, którzy zarabiają duże pieniądze na nielegalnym handlu. Ataki na moskiewskie metro stanowić mogą odwet za tak gwałtowny zwrot rosyjskiej polityki.


Niezaprzeczalnie w Rosji odrodził się jednak uśpiony do tej pory terroryzm. - Moskiewskie metro do świetny cel dla terrorystów - przekonuje były dowódca jednostki GROM, generał Roman Polko. Jak dodaje, korzysta z niego codziennie do 10 mln mieszkańców. Komentując zamach generał zapewnił, że polskie służby są dobrze przygotowane na ewentualne ataki, choć dziś, jego zdaniem, dziś zagrożenie jest mniejsze niż choćby w 2005 roku. - Nasze służby dwukrotnie ćwiczyły ataki terrorystyczne na stołeczną kolej podziemną. Jestem przekonany, że są one dobrze przygotowane do wszelkich sytuacji kryzysowych - przekonuje Polko.

Poprzednie ataki na moskiewskie metro


Poniedziałkowa seria wybuchów, to nie pierwsze zamachy w moskiewskim metrze. Do największego doszło 6 lutego 2004 roku - zginęło wtedy 41 osób, a ponad 100 zostało rannych. Zamachu dokonano w trakcie przejazdu pociągu ze stacji Pawieleckaja na stację Awtozawodskaja. 31 sierpnia tego samego roku wybuch nastąpił na stacji Ryżskaja - zginęło 10 osób, 50 zostało rannych.

5 lutego 2001 roku wskutek eksplozji bomby na stacji Biełoruskaja obrażeń doznało 20 osób. 11 czerwca 1996 roku bomba wybuchła między stacjami Tulskaja i Nagatinskaja - zginęły cztery osoby, a 12 zostało rannych.

PAP, im, AG, arb, TVP.Info