Notoryczna narzeczona Europy

Notoryczna narzeczona Europy

Dodano:   /  Zmieniono: 
O tym, że Turcja nie jest najmilej widzianym gościem w Unii Europejskiej, wiadomo było już od dawna. Do tej pory to Francja była głównym przeciwnikiem integracji europejskiej Ankary, teraz do grona oponentów zdecydowanie dołączyły Niemcy. Dając Turcji czarną polewkę Europa popełnia duży błąd.
Oczywiście można spojrzeć na ten problem z innej strony i uznać, że grzech pierworodny popełniono kilkadziesiąt lat temu, mamiąc Turcję obietnicą integracji. Była to obietnica z gatunku tych, dzięki którym można uzyskać doraźne korzyści, a których z założenia nie ma się zamiaru dotrzymać w przyszłości.

Przez długie lata była zatem Turcja "notoryczną narzeczoną" Europy. I faktycznie przez całe lata układ sił był taki, że to Turcji zależało na Europie. Ale sytuacja się zmieniła i Ankarę zaczęło niecierpliwić bezowocne stukanie do drzwi Brukseli. Prawda jest taka, że to Europie powinno zależeć na Turcji. Jeśli chcemy uzyskać bezpieczeństwo energetyczne i uniezależnić się od Rosji, Turcja jest najlepszym do tego aliantem. Bez Turcji nie będzie gazociągu Nabucco, a bez Nabucco nie będzie dywersyfikacji źródła dostaw energii. Teraz to jednak Turcja stawia warunki i kręci nosem. I nic dziwnego, bo z jednej strony ma możliwość ściślejszej współpracy z Rosją, a z drugiej z krajami islamskimi. Rosja już zresztą jest jednym z największych partnerów handlowych Turcji. 

Przyczyną francusko-niemieckiej niechęci do przyjęcia Turcji do UE nie jest strach przed islamizacją Europy. Bo proces islamizacji postępuje i będzie się nasilać niezależnie od starań Ankary (mieszkający w Niemczech Turcy to ledwie część licznej grupy muzułmanów, zamieszkujących Europę). Paryż i Berlin boją się raczej utraty dominującej pozycji wewnątrz wspólnoty, bo prawie 80 mln Turcja, która zresztą jest jedną z większych gospodarek w tej części świata, byłaby krajem, z którym trzeba by się było bardzo liczyć. Dawanie Turcji czarnej polewki nie jest dobrym pomysłem, bo poza kwestią energetyczną, zeuropeizowana Ankara byłaby gwarantem większej stabilności w regionie. A z kolei Turcja rzucona w ramiona Rosji i krajów islamskich poczucia bezpieczeństwa na pewno nam nie da.