- Samolot Tu-154M z prezydentem Polski na pokładzie w odległości 50 km wszedł do strefy i przez szefa lotów został poinformowany o złych warunkach atmosferycznych w rejonie planowanego lądowania. Zarekomendowano mu, by udał się na lotnisko zapasowe. Załoga podjęła decyzję, że wykona podejście do lądowania, a później zdecyduje, czy lądować, czy też lecieć na lotnisko zapasowe - relacjonował Aloszyn. - Nie jest to sprzeczne z międzynarodową praktyką. Ostateczną decyzję o lądowaniu bądź udaniu się na lotnisko zapasowe podejmuje kapitan samolotu - dodał.
- Podejście do lądowania załoga wykonywała regulaminowo do wysokości 100 metrów i odległości 2 km. W odległości 1,5 km szefostwo lotów spostrzegło, że samolot zbyt szybko schodzi do lądowania. Szef lotów polecił załodze ustawienie samolotu w położenie horyzontalne. Gdy załoga nie wykonała dyspozycji, kilkakrotnie wydał komendę, by samolot udał się na lotnisko zapasowe - podał generał. - Załoga - niestety - nie przerwała zniżania i wszystko skończyło się tragicznie - zauważył.
Aloszyn wyjaśnił, że grupa kierowania lotami na lotniskach wojskowych to odpowiednik kontroli lotów na lotniskach cywilnych. - Dla lotnictwa wojskowego wykonywanie poleceń grupy kierowania lotami jest obowiązkowe. Dla lotnictwa cywilnego jej polecenia mają charakter rekomendacji - wskazał. Generał podkreślił, że "są to wstępne dane otrzymane od szefa lotów - ostateczne ustalenia ogłosi komisja państwowa".
PAP, arb